[Recenzja] Deep Purple - "Infinite" (2017)



"Infinite" to dwudziesty - i być może ostatni - album tej zasłużonej, lecz od dawna nieekscytującej grupy. Przedpremierowe zapowiedzi nie nastrajały pozytywnie. Po przesłuchaniu longplaya mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że oba single dały dobry pogląd na to, czego spodziewać się po całości. "Time for Bedlam" - pierwszy ujawniony utwór, a zarazem otwieracz albumu - to taki typowy hardrockowy kawałek w szybkim tempie, lecz wygładzony brzmieniowo i pozbawiony dobrej melodii. Zaskoczeniem była elektroniczna klamra utworu, z przetworzonym głosem Iana Gillana, brzmiąca kuriozalnie i zbyt pretensjonalnie. Jak się okazuje, to nie jedyny utwór, w którym zespół próbuje ukryć braki kompozytorskie udziwnioną, taką niby-nowoczesną aranżacją. W "On Top of the World" pojawia się niemal identyczny fragment z deklamacją Gillana i elektronicznym podkładem, ale umieszczony w środku kompozycji. Z kolei "Get Me Outta Here" w całości opiera się na elektroniczne zniekształconym brzmieniu sekcji rytmicznej, które kompletnie nie pasuje do reszty utworu. Aranżacje są sporym problemem tego albumu. Chociażby to pianino bezsensownie plumkające w "One Night in Vegas", tworząc rażący dysonans z dość zadziornym brzmieniem pozostałych instrumentów.

Drugą zapowiedzią albumu był utwór "All I Got Is You" - spokojniejszy, momentami wręcz poprockowy, ale dość chwytliwy i po kilku przesłuchaniach nawet wpadający w ucho, ponadto wyróżniający się nietypowym dla grupy użyciem syntezatorów. Na tle całości wypada całkiem przyzwoicie. Zdecydowanie lepiej od innych kawałków, w których muzycy zbliżają się do popu - "Johnny's Band" ze sztampowym refrenem i kiczowatym brzmieniem klawiszy, oraz mdłym i znów nieco udziwnionym "Birds of Prey". Nieco różnorodności zapewniają trzy pozostałe utwory. "Hip Boots" to najbardziej energetyczny fragment albumu, nawet niezły pod względem melodycznym, a zarazem najbardziej purplowy. Choć bardziej odpowiada mi instrumentalna wersja z EPki "Time for Bedlam", bo partia Gillana pozostawia wiele do życzenia - ale do tego wrócę jeszcze później. "The Suprising" to z kolei próba stworzenia utworu... progrockowego. Można się domyślić z jakim skutkiem - cała "progresywność" ogranicza się do kilku zmian nastroju i wszechobecnego patosu. Najbardziej zaskakuje finał albumu. Zespół, po raz pierwszy od czasu niezatytułowanego albumu z 1969 roku, postanowił umieścić na longplayu cudzą kompozycję. Wybór niespodziewanie padł na "Roadhouse Blues" The Doors. Wersja Purpli utrzymana jest w bluesowym klimacie oryginału, nie zrezygnowano z partii harmonijki i pianina, zdecydowanie jednak brakuje energii, jaką miał pierwowzór. Zamiast tego utwór został niepotrzebnie rozwleczony.

Brak dobrych melodii i energii, wygładzone brzmienie, oraz udziwnione aranżacje to nie jedyne wady "Infinite". Wykonanie jest tu rzemieślnicze, a wiec solidne i poprawne, lecz nie porywające. Klawiszowe solówki Dona Aireya i gitarowe Steve'a Morse'a utrzymane są w typowej dla grupy konwencji, lecz nie mają nic do zaoferowania poza samą techniką. Brakuje wyrazistych, zapamiętywalnych motywów i riffów. Sekcja rytmiczna ogranicza się do trzymania rytmu. Największym problemem jest jednak głos Gillana. Wiadomo, że od ponad dwudziestu lat ma problemy ze śpiewaniem, ale obecnie jest już naprawdę tragicznie. W wielu utworach bardziej mówi, niż śpiewa, a gdy już decyduje się na to drugie, brzmi po prostu krucho, jakby robił to już resztami sił. Nie przypadkiem tak często jego wokal jest tutaj tak często modyfikowany elektronicznymi efektami. Podsumowując to wszystko, uważam "Infinite" za jeden z najgorszych albumów w historii Deep Purple. Chyba tylko "Slaves and Masters" stawiam niżej.

Ocena: 2/10



Deep Purple - "Infinite" (2017)

1. Time for Bedlam; 2. Hip Boots; 3. All I Got Is You; 4. One Night in Vegas; 5. Get Me Outta Here; 6. The Surprising; 7. Johnny's Band; 8. On Top of the World; 9. Birds of Prey; 10. Roadhouse Blues

Skład: Ian Gillan - wokal, harmonijka (10); Steve Morse - gitara, dodatkowy wokal; Don Airey - instr. klawiszowe; Roger Glover - gitara basowa; Ian Paice - perkusja
Gościnnie: Bob Ezrin - instr. klawiszowe, instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; Tommy Denander - gitara (8)
Producent: Bob Ezrin


Komentarze

  1. A w Teraz Rock jak zwykle 4/5 - zdziwiłbym się, gdyby było inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co mieli zrobić? Wydawca dał im darmowy egzemplarz płyty, umożliwił przeprowadzenie wywiadu z zespołem, na koncert też będą mogli wejść za darmo - toż to nie wypada w takiej sytuacji napisać złego słowa ;) I właśnie przez takie układy ich dział z recenzjami nadaje się wyłącznie jako substytut papieru toaletowego. Zresztą reszta pisma nie jest lepsza.

      Usuń
    2. Teraz Rock już daaaaaaaaaaaawno temu przestał być jakimkolwiek punktem odniesienia i źródłem opiniotwórczym;)

      Usuń
    3. Niestety, dla bardzo wielu osób wciąż jest opiniotwórczy, skoro opłaca się wciąż go drukować. Naprawdę się dziwię, że ktoś to jeszcze kupuje. Przecież tam w kółko piszą o kilkunastu klasycznych zespołach, a poza tym o jakimś nowym badziewiu, które wytwórnie każą im promować.

      Usuń
  2. Łooooooj nieźle po albumie pojechałeś :D Ja po dwóch odsłuchach dałem mu coś koło szóstki, z wahaniem na piątkę za okropną przeróbkę „Roadhouse Blues”

    OdpowiedzUsuń
  3. A moim zdaniem album trzyma poziom kilku poprzednich, nie licząc oczywiście głosu Gillana ;) Może warto dać mu szansę, posłuchać jeszcze parę razy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, absolutnie nie warto. Jest tyle lepszej muzyki, że szkoda tracić czas na męczenie tego albumu, żeby wmusić w siebie polubienie kilku momentów. Na RateYourMusic ponad dwa tysiące albumów oceniłem lepiej od tego. Kilka, może kilkanaście razy tyle lepszych od niego czeka na ocenę. Naprawdę nie ma powodu, żeby tracić więcej czasu na "Infinite". Nigdy więcej nie przesłucham tego albumu ani żadnego jego fragmentu. To już definitywnie zamknięty temat.

      Usuń
  4. Ta płyta to jeszcze hard rock czy jakaś lżejsza odmiana? Bo nie ma podanego gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeoczenie ;) Teoretycznie hard rock, ale tak wygładzony brzmieniowo i pozbawiony energii, że wpiszę rock.

      Usuń
    2. Trochę zdziwiłem się, że na RYMie zagłosowałeś przeciwko hard rockowi. Wobec tego jak byś to określił? Samo "rock" to chyba zbyt szerokie określenie, które powinno być stosowane raczej tylko do eklektycznych wydawnictw, w których żaden podgatunek się nie wyróżnia, jak np. do "Białego albumu" Beatlesów. Może lepszy byłby soft rock?

      W ogóle lubujesz się w "kontrowersyjnych" decyzjach. Z jednymi się zgadzam (to, co napisałeś pod "Back in Black" - nie wiem, jak można słyszeć w tym blues rocka), z innymi trochę mniej (debiut Budki Suflera to nie prog? Myślałem, że rozszerzone instrumentarium, rozbudowane utwory, długie i według mnie skomplikowane fragmenty instrumentalne i częste zmiany melodii oraz dynamiki razem wzięte dają już przynależność przynajmniej do tego oblicza gatunku oznaczającego granie w konkretnym stylu).

      Usuń
    3. Na szczęście kompletnie nie pamiętam tego tworu, ale w komentarzu nad swoim masz odpowiedź, czemu nie uznałem tego za hard rock. Soft rock to w ogóle niepotrzebna etykieta (podobnie jak wiele innych, np. classic rock), skoro jest coś takiego, jak pop rock. Współczesny Deep Purple to nie jest ani hard, ani pop, tylko taki bezpieczny rock środka - niby ciężki, ale jednak wygładzony, niby żywiołowy, ale jednak anemiczny, żeby emeryci sobie nie skręcili karku przy machaniu głową do rytmu ;) To jest taki rock, który nie idzie w żadnym konkretnym kierunku, więc określanie go po prostu rockiem wydaje się najwłaściwsze.

      Nie wiem dlaczego twierdzenie, że "Back in Black" nie jest blues rockiem miałoby być kontrowersyjne. Nie jest nim i już. Natomiast debiut Budki ma z progiem tyle samo wspólnego, co np. "Sabotage" czy "Sabbath Bloody Sabbath" Black Sabbath. A więc niby są tam jakieś zaczerpnięte elementy, ale całość ma zdecydowanie więcej wspólnego z hard rockiem. Dałoby się to co najwyżej podciągnąć pod tzw. heavy prog (kolejna zbyteczna etykieta).

      Usuń
    4. Dzięki za odpowiedź. Jako kontrowersyjne miałem po prostu na myśli niezgodne ze zdaniem większości.

      Usuń
    5. Niestety, owa większość ma problem z rozróżnianiem poszczególnych stylów. Częstym błędem jest też przypisywanie danemu wykonawcy etykiety na stale. AC/DC na pierwszych albumach grał blues rocka? W takim razie pozostałe płyty też są bluesrockowe. Rush na pewnym etapie kariery inspirował się progiem? A więc wszystko co nagrali jest progowe. Bezsens totalny. Innym błędem jest np. utożsamianie krautrocka z niemieckim rockiem z lat 70. Albo używanie określeń jazz rock i jazz fusion jako synonimów.

      Usuń
    6. Zgadzam się z tymi przykładami, inne wg mnie błędne przyporządkowania to określanie pierwszych albumów Allmanów mianem southern rocka albo "In through the out door" Led Zep jako hard rocka (tutaj akurat uważam, że sam rock pasuje dobrze). Zgodziłbyś się, że każdy album AC/DC z Johnsonem to czysty hard rock? Niektórzy próbują podpiąć jeszcze heavy metal, ale moim zdaniem jest to zdecydowanie za mało "mroczna" (w cudzysłowie, bo większość metalowych wykonawców raczej próbuje grać mrocznie, niż rzeczywiście to robi) muzyka, bez tej metalowej stylistyki.

      Usuń
    7. Tak, masz rację - nie mam pojęcia, gdzie ktoś słyszy southern rock na debiucie Allmanów czy na "At Fillmore East". Już prędzej mogę zrozumieć, że ostatni album Zeppelinów jest zaliczany do hard rocka, choć granie w tym stylu występuje tam w śladowych ilość.

      Hard rock i heavy metal to akurat terminy, które przez długi czas były używane jako zamienniki i dopiero z czasem zaczęły oznaczać coś innego - niestety, dość niekonsekwentnie. Bo nagle Zeppelini i Purple przestały być metalowymi zespołami, ale Sabbath wciąż częściej jest zaliczany do metalu, niż hard rocka. Moim zdaniem niesłusznie. Taki typowy heavy metal we współczesnym znaczeniu - czyli np. Iron Maiden lub Judas Priest - ma jednak więcej wspólnego z Purplami niż z Sabbath. Prawdę mówiąc, mam wątpliwości, czy w ogóle ma sens rozdzielanie tych stylów.

      Usuń
  5. Zapowiadało się to w miarę, oczekiwania po Now What?! miałem spore. Po 5 przesłuchaniach słabo, słabo jeszcze raz słabo, nuda mało sia dzieje. Brak sił, pomysłów, wygląda to jakby zebrali odrzuty z poprzednich płyt i wydali.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z wielkim żalem podzielam zdanie przedmówców. Naprawdę mam wielki żal do zespołu że wypuszczają takiego gniota. Czy oni tego nie słyszą, że jest to po prostu słabe??? Tym bardziej jestem zawiedziony bo Deep Purple to moja ulubiona grupa, na której się wychowałem. Utwór otwierający płytę jeszcze się broni, to fajny szybki numer, jakiego brakowało na kilku poprzednich albumach. Całkiem niezłe jest jeszcze All I Got Is You, coś tam jeszcze ciekawego dzieje się w Birds of Prey, ale na TEN zespół to dużo za mało. Reszta kawałków jest nudna, wymuszona i pozbawiona dobrych melodii. Nie wiem czy posłucham ten album jeszcze raz. Jestem zdegustowany i bardzo zawiedziony.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam prośbę do Pawła. Czy możesz podać kilka tytułów ostatnio wydanych płyt w stylu Purpli na które nie szkoda Ci czasu? Pytam szczerze, bo nie mam pojęcia o nowościach. Dlatego zajrzałem na Twojego bloga. Z góry dziękuję. Pozdrawiam. Rysiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie dwie dekady to w muzyce rockowej bieda z nędzą, dlatego radziłbym raczej poszukać wśród mało znanych zespołów z lat 60. i 70. Ale ponieważ pytasz o nowości, polecę Ci kilka albumów młodych wykonawców, którym daleko do poziomu, jaki Purple prezentowali w ich wieku i są bardzo regresywne, ale jeśli lubi się taką muzykę, to słuchanie ich nie powinno być stratą czasu.

      Witchwood - "Lithanies from the Wood"
      Witchwood - "Handful of Stars"

      Temu jest najbliżej stylistycznie do Deep Purple, choć raczej nazwałbym to krzyżówką Uriah Heep z Jethro Tull.

      DeWolff - "Roux-Ga-Roux"
      Ghost - "Meliora"

      To już nieco inne granie, ale brzmienia organów czasem mogą wywoływać skojarzenia z Deep Purple.

      Witchcraft - "The Alchemist"
      Blood Ceremony - "Living with the Ancients"

      A to już raczej klimaty Black Sabbath, ale też warto posłuchać. Wszystkie powyższe albumy zrecenzowałem, więc możesz o nich ewentualnie poczytać przed lub po odsłuchu. Więcej tytułów nie przychodzi mi teraz do głowy.

      Usuń
    2. Anonimowy, ale inny16 kwietnia 2017 14:39

      O, a ja bym chętnie się dowiedział o tych zespołach z lat 60 i 70, grających jak Purple ;)

      Usuń
    3. Świetnie, w takim razie jesteś we właściwym miejscu ;) Na początku muszę Cię jednak ostrzec, że nie było nigdy zespołu, który grałby identycznie jak Deep Purple. A najbardziej podobne są kapele, które z pewnością znasz (Uriah Heep i Rainbow z Dio do Mark II, wczesny Whitesnake do Mark III/IV). Ale jeśli chcesz posłuchać dobrego hard rocka z organami Hammonda, to polecam następujące albumy:

      Atomic Rooster - "Death Walks Behind You" (1970)
      Gentle Giant - "Gentle Giant" (1970), a konkretnie utwór "Why Not"
      Irish Coffee - "Irish Coffee" (1971)
      Keef Hartley Band - "Halfbreed" (1969)
      Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)
      Lucifer's Friend - "Lucifer's Friend" (1970)
      Night Sun - "Mournin'" (1972)
      Salem Mass - "Witch Burning" (1971), to w sumie co innego, ale też posłuchaj
      Warpig - "Warpig" (1970), a to najbardziej przypomina DP

      Usuń
    4. A ja bym mimo wszystko dodał Indian Summer, które moim zdaniem wbrew opinii Pawła i innych czytelników bloga jest świetne. Stawiam ten album prawie tak wysoko jak wymienione Atomic Rooster i Lucifer's Friend. A tak w ogóle to ta ostatnia grupa reaktywowała się ostatnio i wydała nowy album. Czy Paweł planujesz recenzję?

      Usuń
    5. Szczerze mówiąc, nawet nie chciało mi się tego słuchać. Obawiam się, że w obecnym wieku muzyków ciężko o kreatywność. Zresztą nawet za młodu nagrali tylko jeden naprawdę dobry album.

      Usuń
    6. A ja w tym przypadku oczekuję dobrego i czadowego hard rocka rodem z lat 70 a kreatywność zostawiam innym. Nie ma co liczyć na coś odkrywczego bo proch już dawno został wynaleziony.

      Usuń
    7. Nie lepiej więc posłuchać jakiegoś bardzo dobrego i czadowego hard rocka z lat 70.?

      Nie chodziło mi o granie czegoś odkrywczego (bo tego Lucifer's Friend nie robił nawet na debiucie), tylko o umiejętność tworzenia dobrych kompozycji.

      Usuń
    8. A co sądzisz o zespole Hypnos 69? Może nie do końca w stylu Purpli, ale dla mnie najlepszy nowy zespół rockowy.

      Usuń
    9. Słyszałem tylko jeden album, w okolicach jego premiery (pod koniec poprzedniej dekady). Nie pamiętam tytułu, ale okładka była utrzymana w ognistych barwach ;) Muzycznie było to całkiem spoko, coś pomiędzy wczesnym Black Sabbath, a wczesnym King Crimson. Ale wokalnie dość kiepskie, co mnie męczyło podczas słuchania.

      Usuń
  8. Dawno nie zaglądałem a tu taka polemika. Paweł, dziękuję za podpowiedzi, DeWolffa słuchałem z dużą przyjemnością na Youtube, chyba kupię płytę którą polecałeś. Co do grup nawiązujących do hard rocka lat 70 to moim zdaniem można wymienić prawie wszystkich stonerów, czy takie retro zespoły w stylu np. Blues Pills czy Kadavar. Zresztą pewnie korzenie większości godnych uwagi zespołów tkwią w latach 70,ale to już banały piszę...:) Trudno jednak ogarnąć cała współczesną muzykę i dlatego szacunek dla Pawła za bloga, dzięki któremu można coś wyłowić z tego muzycznego mnóstwa. Jeszcze raz dziękuję za informacje i ciekawe recenzje. Pozdrawiam. Rysiek

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024