[Recenzja] Gentle Giant - "Free Hand" (1975)



"Free Hand" osiągnął największy komercyjny sukces ze wszystkich albumów Gentle Giant - jako jedyny wszedł do top 50 amerykańskiego notowania. Nie powinno to dziwić, bo zawarta na nim muzyka jest wyjątkowo, jak na ten zespół, łatwo przyswajalna. Co jednak ciekawe, większa przebojowość w tym przypadku nie idzie w parze z rezygnacją z ambicji, artystycznej wartości i wirtuozerii (dopiero na kolejnych albumach zaczęło brakować tych elementów). W praktyce wygląda to tak, że utwory w rodzaju "Just the Same", "Free Hand" i "Time to Kill" w warstwie instrumentalnej nie różnią się drastycznie od wcześniejszych dokonań grupy - wciąż opierają się na nieoczywistej rytmice i bogatych, przemyślanych aranżacjach - ale znacznemu uproszeniu uległy melodie i partie wokalne, które stały się jeszcze bardziej chwytliwe, choć może trochę zbyt konwencjonalne.

Pozostałe utwory mogą być już znacznie mniej przystępne dla przypadkowego słuchacza. Ale to właśnie one zasługują na największą uwagę. Mamy to chociażby bardzo ładny "His Last Voyage", z subtelną, dwugłosową partią wokalną i złożoną, stopniowo rozwijającą się warstwą instrumentalną. Ciekawie wypada nieco folkowa, instrumentalna miniaturka "Talybont", jak również energetyczny "Mobile", zgrabnie łączący partię skrzypiec z niemal hardrockową gitarą i wyrazistym, pulsującym basem. Największą perłą jest jednak "On Reflection", zawierający charakterystyczne dla Gentle Giant zabawy z polifonicznymi partiami wokalnymi, doskonale i w bardzo przemyślany sposób splatających się w piękną całość. Swoich głosów użyczyli tu niemal wszyscy muzycy, z wyjątkiem perkusisty Johna Weathersa. Akompaniament stanowią delikatne dźwięki fletu, wibrafonu, skrzypiec i wiolonczeli; dopiero pod koniec pojawia się rockowe instrumentarium, znacznie zwiększając dynamikę.

"Free Hand" to ostatnie (a szóste z rzędu) wybitne dzieło Gentle Giant. Album wciąż bardzo ambitny i złożony, a zarazem bardziej zorientowany na przebojowe melodie (a tych przecież zespół nigdy nie unikał), ale jeszcze nie przekraczający granicy banalności. Tak właśnie powinien brzmieć rock progresywny. Pozycja obowiązkowa, podobnie jak wszystkie poprzednie dzieła zespołu.

Ocena: 9/10



Gentle Giant - "Free Hand" (1975)

1. Just the Same; 2. On Reflection; 3. Free Hand; 4. Time to Kill; 5. His Last Voyage; 6. Talybont; 7. Mobile

Skład: Derek Shulman - wokal (1-4,7), saksofon (1), flet (6); Kerry Minnear - wokal (2-5), instr. klawiszowe, instr. perkusyjne, harfa (2), wiolonczela (2), flet (6); Gary Green - gitara, wokal (2), flet (2,6); Ray Shulman - gitara basowa, wokal (2), altówka (2), skrzypce (7); John Weathers - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Gentle Giant


Komentarze

  1. Jedno mnie w tym zespole dziwi,są niezwykle sprawnymi muzykami, a nigdy nie słyszałem ich w innych projektach, zespołach bądź solowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko Phil Shulman całkowicie zerwał z muzycznym biznesem. Jego brat Derek po rozpadzie zespołu obejmował ważne stanowiska w różnych wytwórniach, także prezesa; obecnie ma swoją własną wytwórnie. Trzeci z Shulmanów, Ray, pracuje jako producent muzyczny, a dodatkowo tworzy soundtracki do gier. Kerry Minnear również prowadzi własną wytwórnię, która jednak zajmuje się wyłącznie wydawaniem materiału Gentle Giant; poza tym tworzy muzykę gospel. Gary Green i John Weathers są wciąż aktywnymi muzykami, ale w jakiś podrzędnych zespołach.

      Prawdopodobnie brak sukcesu Gentle Giant tak ich zniechęcił, że zaczęli zajmować muzyką od drugiej strony (jako producenci lub prezesi wytwórni) lub grać wyłącznie dla przyjemności w jakiś niszowych projektach.

      Usuń
  2. Nie wiem czy Paweł o tym wspominał, ale jeszcze przed Gentle Giant bracia tworzyli grupę Simon Dupree and the Big Sound. "Kites" w ich wykonaniu po prostu kładzie na łopatki (przynajmniej mnie)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle w wypadku płyt Gentle Giant jedynym słabym elementem jest okładka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak jedna z lepszych... A "Octopus" i "The Power and the Glory" mają całkiem fajne okładki ;)

      Usuń
    2. Ta okładka fajna, gorzej na debiucie gdzie okładka kojarzy się ze starym dziadem.

      Usuń
  4. Te powtarzający cię rytmiczny motyw pod koniec tytułowego utworu genialny, jak cała płyta.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024