[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)



Gdy stało się jasne, że w twórczości Soft Machine nie ma już miejsca na partie wokalne, Robert Wyatt zdecydował się definitywnie opuścić zespół. Pozostali muzycy jako nowego perkusistę chcieli zatrudnić Johna Marshalla, ten jednak odmówił, ze względu na zobowiązania w zespole Jacka Bruce'a. Elton Dean zaproponował wówczas Phila Howarda, z którym grał w grupie Just Us. Ze względu na zbliżające się koncerty, nie było czasu na znalezienie innego kandydata, więc Howard dołączył do zespołu. Pomiędzy występami kwartet znalazł czas na krótką sesję nagraniową (zarejestrowano trzy utwory, które wypełniły pierwszą stronę albumu "Fifth"). Jednak nowy perkusista nie sprawdził się podczas koncertów - jego gra dobrze współgrała z saksofonem Deana, ale problemem był brak dobrej interakcji z basem Hugh Hoppera i klawiszami Mike'a Ratledge'a. Ponoć brzmiało to tak, jakby na scenie występowały dwa duety, a nie jeden zespół. Howard został więc oddalony, a na jego miejsce przyjęto Marshalla, który po rozwiązaniu grupy Bruce'a stał się bezrobotny. Już z jego udziałem zarejestrowano resztę piątego longplaya Soft Machine.

Podobnie jak "Czwórka", "Piątka" to właściwie stricte jazzowe wydawnictwo. Może już trochę mniej awangardowo-freejazzowe, ale za to całkowicie zrywające z pierwiastkiem rockowym. Rozpoczyna się od dwóch kompozycji Ratledge'a. "All White" to przede wszystkim intrygujące partie Deana i intensywna gra Howarda; partie pianina elektrycznego i basu są jakby schowane w tle - stanowią szkielet kompozycji, wokół którego budowane są improwizacje pozostałych muzyków. W "Drop" wracają natomiast elektroniczne eksperymenty w duchu Terry'ego Rileya, znane już z kompozycji "Out-Bloody-Rageous" (wydanej na "Third"). Ciekawym pomysłem są słyszane w tle odgłosy kapiącej wody. W drugiej połowie zwiększa się dynamika, dochodzą partie Deana, Howarda i przede wszystkim Hoppera, dającego świetny popis gry na basie. Pierwszą część (i stronę w wydaniu winylowym) albumu kończy kompozycja basisty, stonowana "M C". Improwizowany początek najpierw sprawia wrażenie chaosu, jednak już po chwili wszystko zaczyna się układać w spójną całość.

Druga stronę rozpoczyna kolejna kompozycja Ratledge'a, najdłuższa na albumie, ponad ośmiominutowa "As If". Stonowana gra klawiszowca i sekcji rytmicznej stanowi akompaniament do improwizowanych solówek - najpierw rozedrganego saksofonu, a następnie kontrabasu, na którym znów gościnnie zagrał Roy Babbington. "L B O" to niespełna dwuminutowa solówka Johna Marshalla, która poza pokazaniem szybkości perkusisty nic nie wnosi do całości. Ten słabszy fragment w pełni wynagradza następny utwór - skomponowany przez Ratledge'a "Pigling Bland". Zaskakująco melodyjny, z pięknymi partiami saksofonu i pianina elektrycznego, którym towarzyszy dość skoczna, nieco funkowa gra sekcji rytmicznej. Całość kończy kompozycja Deana, "Bones", nie przypominająca niczego z wcześniejszych dokonań grupy. Solowym partiom saksofonu towarzyszy dość mroczny podkład niemalże ambientowych organów i pojedynczych uderzeń talerzy. Jest w tym coś z bardziej eksperymentalnych nagrań wczesnego Pink Floyd.

"Fifth" to dziwny album. Rockowy zespół grający niby stricte jazzowo, ale jednak prościej, bardziej schematycznie od prawdziwych jazzmanów. To muzyka nie do zaakceptowania ani przez rockowych, ani jazzowych ortodoksów. Nawet dla miłośników fuzji jazzu i rocka może to być ciężki orzech do zgryzienia, ze względu na hermetyczny, ukierunkowany na jazz charakter tego wydawnictwa. Na "Fourth" niby jest podobnie, ale jednak można się dopatrzeć jakiś rockowych pozostałości, np. w ciężkim brzmieniu. Mimo wszystko uważam, że "Piątka" to naprawdę udany album jazzowy. Może dlatego, że jako rockowy słuchacz nie słyszę tej niedoskonałości w grze muzyków, która odstrasza słuchaczy jazzu.

Ocena: 8/10



Soft Machine - "Fifth" (1972)

1. All White; 2. Drop; 3. M C; 4. As If; 5. L B O; 6. Pigling Bland; 7. Bone

Skład: Mike Ratledge - instr. klawiszowe; Elton Dean - saksofon, saxello, pianino elektryczne (2); Hugh Hopper - gitara basowa; Phil Howard - perkusja i instr. perkusyjne (1-3); John Marshall - perkusja i instr. perkusyjne (4-6)
Gościnnie: Roy Babbington - kontrabas (4)
Producent: Soft Machine


Komentarze

  1. Jak dla mnie softmaszynowe brzmienie przykrywa wszelkie niedoskonałości instrumentalistów. Tego typu energii, tego typu psychogenności - nadal rockowych! - jazzmani nie chcieliby i chyba nie do końca potrafiliby naśladować. Rzeczywiście album jest hermetyczny, ale w swojej wąskiej kategorii jest naprawdę świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj są smaczki na tej płycie... oj są...:-) Może nie jest ich aż tak wiele jak na poprzedzającej "czwórce" ale są równie frapujące i w pełni soft'owe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawi mnie czy już po pierwszym przesłuchaniu albumu dałbyś mu dobrą ocenę, czy może musiałeś do niego dojrzeć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwszym dałem mniej, chyba 7, a może 6. Po jakimś czasie posłuchałem jeszcze parę razy i doceniłem bardziej. Do wszystkich albumów Soft Machine musiałem dojrzeć. To nie jest muzyka, która wchodzi od razu.

      Usuń
  4. "Soft Machine post Wyatt - still righteous" - jak zauważył Luke Haines.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piąteczka akurat do mnie idzie. Najpierw przesłuchałem Trójkę, potem, wiele lat później zupełnie bez uprzednich przesłuchań podszedłem do 4th i 5th, i o ile czwórka w jednym momencie mnie lekko zażenowała tak piątka od razu weszła. Super że udało mi się utrafić wersję kończącą się na "Bone", bo to idealna końcówka tej płyty. Dla mnie 9, Czwórka - 8.

    Mi weszła od razu. Pewnie Sixth i Seventh też kiedyś ruszę, mimo że to miarowa obniżka formy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od albumów nagranych po piątce lepsze są koncertówki z tego wczesnego okresu, tak do 1973 roku włącznie. Serio, warto obadać temat, bo nawet jeśli grają często te same utwory, to za każdym razem zupełnie inaczej, a grali też kompozycje, które nie doczekały się wersji studyjnych. Materiał z "Third" sporo zyskuje pod względem brzmieniowym, a wykonanie zawsze jest porywające.

      Nie mam pojęcia, co żenującego znalazłeś na czwórce.

      Usuń
    2. Jakbyś spojrzał na moje track ratings na "Fourth" to jeden z kawałków chyba ma niższą notę, już nie pamiętam dlaczego.

      "Virtually part 1"

      Usuń
  6. Sam początek All White przywodzi mi na myśl Go Ahead John Davisa (Big Fun), potem jest oczywiście prościej niż u Milesa. Ogólnie w całym albumie czuć nutki tego odjechanego Davisa z przełomu lat 60-70 tych.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024