[Recenzja] Gentle Giant - "Three Friends" (1972)



Każdemu, kto dopiero planuje zmierzyć się z twórczością Gentle Giant, a trochę się boi przez te wszystkie opinie o niekonwencjonalnym, dziwnym czy awangardowym charakterze muzyki, polecałbym zacząć od trzeciego albumu grupy, "Three Friends". Tym razem zespół nieco wyluzował ze swoimi artystycznymi ambicjami i nagrał płytę bliższą takiego typowego rocka progresywnego, a momentami nawet hard rocka. Jednocześnie nie brakuje tu jednak - w przeciwieństwie do debiutu - grania bardziej zakręconego, w ten idiomatyczny dla Gentle Giant sposób.

"Three Friends" to pierwszy album koncepcyjny w dorobku grupy. Poszczególne utwory w warstwie tekstowej opowiadają historię trzech przyjaciół z dzieciństwa, których drogi się rozeszły, znaleźli pracę w różnych zawodach, ale niezadowoleni ze swojego obecnego życia, postanowili odnowić dawną znajomość. Bardzo prosta, bezpretensjonalna opowieść, tak odmienna od sporej części płyt tego rodzaju. Wszystko zaczęło się od jednego motywu, zaimprowizowanego przez Kenny'ego Minneara na rozstrojonym pianinie, za sceną przed lub po jednym z występów. Temat od razu zwrócił uwagę Phila Shulmana, który stwierdził, że kojarzy mu się z dzieciństwem. Od tego momentu muzycy zaczęli coraz więcej o tym rozmyślać i rozmawiać, aż powstał zarys albumu.

Wspomniany motyw został rozwinięty w kompozycję "Schooldays", akurat najmniej konwencjonalną z całego albumu, za to zawierającą w sobie chyba wszystko, co wyróżniało Gentle Giant spośród innych grup prog-rockowych. Nie zabrakło tu tych dziwacznych, frywolnych melodii, quasi-renesansowych wokali Phila i Kenny'ego, skomplikowanej rytmiki, złożonych kontrapunktów i polifonii, bogatego instrumentarium, obejmującego przeróżne brzmienia klawiszowe, mandolinę czy rewelacyjne partie wibrafonu. Naprawdę piękny utwór, niezwykle wyrafinowany, jak na muzykę rockową, a przy tym zaskakująco lekki, pozbawiony tego częstego w progu nadęcia. Ciekawostką jest udział kilkuletniego syna Raya Shulmana, Calvina, który wykonał partię wokalną nawiązującą do chłopięcych chórów.

Pozostałe pięć utworów - jak wszystkie albumy Gentle Giant, także ten nie jest przeładowany materiałem i zamyka się w trzydziestu pięciu minutach - prezentuje się już prościej, przynajmniej jak na ten zespół. Na pewno zwraca uwagę oszczędniejsze brzmienie, ograniczające się najczęściej do organów Hammonda lub pianina, gitar i bębnów, czasem z dodatkiem saksofonu, skrzypiec, syntezatora i innych brzmień klawiszowych. Energetyczny otwieracz "Prologue" to - pomimo dość złożonej, gęstej rytmiki oraz typowych dla grupy, kunsztownych wokali - utwór wyjątkowo mocno zbliżający się do progowego mainstreamu. Intensywny "Working All Day", zdominowany przez gitarę, saksofony i zadziorny śpiew Dereka Shulmana, to już kawałek o bardziej piosenkowej formie, coś w stylu "Cat Food" King Crimson. Co istotne, to tutaj Gentle Giant najbardziej wybiega w przyszłość, bo pomijając świetne, ale bardzo klasyczne solo na organach, utwór wyraźnie antycypuje stylistykę math rocka - posłuchajcie tylko tej precyzji w partiach gitary i klawinetu.

"Peel the Paint" to nagranie składające się z dwóch kontrastujących ze sobą części. Pierwsza jest bardziej subtelna, pastoralna, z przepięknymi partiami skrzypiec o renesansowym zabarwieniu. Druga - ostra i hałaśliwa, z agresywnym wrzaskiem Dereka, ciężkim gitarowym riffem oraz zadziornymi partiami saksofonu i organów. Pojawia się tu też dłuższy fragment instrumentalny, zagrany w duecie przez gitarzystę Gary'ego Greena i perkusistę Malcolma Mortimore'a, z początku ostry i energetyczny, następnie nieco eksperymentalny, z wykorzystaniem echoplexu, który Green pożyczył od Mike'a Ratledge'a z Soft Machine. Ten fragment zdecydowanie mógł być inspiracją dla koncertowych solówek Briana Maya z Queen, który najpewniej jeszcze kilkakrotnie podbierał pomysły od Gentle Giant. Warto zauważyć, że ten pastoralny początek "Peel the Paint" i hardrockowe rozwinięcie nie są wcale kompletnie od siebie oderwane. W pierwszej części pojawia się partia organów, której melodia stała się podstawą dla wokalu w drugiej.

Zespół lubił stosować podobne zabiegi, czego przykładem dwa kolejne utwory, "Mister Class and Quality?" i "Three Friends". Partia basu ze wstępu pierwszego powraca, w przetworzonej formie, w tym drugim. "Mister Class and Quality?" to kolejne bardziej energetyczne nagranie, bliższe piosenkowej formy, ale niezwykle złożone pod względem rytmicznym. Majestatyczny utwór tytułowy został z kolei zbudowany na wokalno-instrumentalnych repetycjach. Fantastycznie wypadają tu te przeplatające się partie organów i gitary, potężna podstawa rytmiczna oraz chóralne partie wokalne trzech Shulmanów i Minneara. To jeden z nielicznych momentów w twórczości Gentle Giant, gdy muzycy sięgnęli po taki środek wyrazu, jak patos, jednak zrobili to w sposób wysublimowany, nawet lekko humorystyczny. Co ciekawe, na amerykańskich wydaniach albumu w złym miejscu dokonano podziału ścieżek miedzy tymi dwiema kompozycjami - w połowie instrumentalnej części "Mister Class and Quality?". To niejedyne dziwne posunięcie amerykańskiego wydawcy, który zdecydował się zastąpić oryginalną okładkę grafiką z pierwszego albumu.

Gentle Giant na "Three Friends" zrobił lekki krok w bok, zbaczając ze ścieżki obranej na "Acquiring the Taste" i kontynuowanej później na "Octopus" oraz kilku kolejnych albumach. Zespół postanowił pograć trochę bardziej czadowo, z lekko odchudzonym instrumentarium, ale co istotne - nie stracił tutaj rozpoznawalności i wciąż olśniewa swoją kreatywnością. Najlepszym tego przykładem "Schooldays", ale właściwie każdy utwór na tej płycie okazuje się niebanalny, zachwycając wykonaniem i wyobraźnią muzyków. "Three Friends" to muzyka prosta i przystępna, jak na Gentle Giant, ale daleka od rockowej sztampy. A jednak album spotykał się z pewnym zainteresowaniem ówczesnych słuchaczy. W Stanach trafił nawet na listę Billboardu - wprawdzie na odległe 197. miejsce, ale poprzednie albumy w ogóle nie były notowane.

Ocena: 9/10

Zaktualizowano: 02.2024



Gentle Giant - "Three Friends" (1972)

1. Prologue; 2. Schooldays; 3. Working All Day; 4. Peel the Paint; 5. Mister Class and Quality?; 6. Three Friends

Skład: Kerry Minnear - instr. klawiszowe, wibrafon (2), instr. perkusyjne (2), wokal (2,6); Phil Shulman - saksofon tenorowy (1,3,4), saksofon altowy (3), saksofon barytonowy (3), wokal (1,2,4,6); Gary Green - gitara, mandolina (2), instr. perkusyjne (2,5); Ray Shulman - gitara basowa, gitara (1), skrzypce (4,5), wokal (6); Malcolm Mortimore - perkusja i instr. perkusyjne; Derek Shulman - wokal (3-6)
Gościnnie: Calvin Shulman - wokal (2)
Producent: Gentle Giant


Komentarze

  1. Łapanie oddechu po ""Acquiring the Taste" a przed "Octopus" - arcydziełami GG. Zasłużona "ósemka"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba najbardziej normalny z tych najlepszych albumów Gentle Giant ;) Bez mocno awangardowych motywów GG i tak mieli naprawdę dużo do powiedzenia. Zwłaszcza "Schooldays" jest jednym z najlepszych ich utworów - a przy tym absolutnym szczytem możliwości progresywnego rocka!

    A tak w ogóle, to ilekroć słucham tego albumu - zwłaszcza tego, bo jest, jak mówiłem, jak na nich w miarę konwencjonalny - myślę sobie, że na płycie trwającej 35 minut ktoś mógł zmieścić tak ogromną ilość pięknych melodii i oryginalnych pomysłów, a jednocześnie były i są zespoły, które w 130 minut prezentują mniej konkretu niż tutaj jest w jednym, krótkim kawałku...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024