[Recenzja] Grand Funk Railroad - "Closer to Home" (1970)



Początek trzeciego albumu Grand Funk Railroad nie przynosi żadnych zaskoczeń. Trzy pierwsze kawałki, "Sin's a Good Man's Brother", "Aimless Lady" oraz "Nothing Is the Same" to solidne hardrockowe granie, z ciężkimi riffami, fajnie wypuklonym i wyemancypowanym basem, lekko jamowym charakterem, a także potężną dawką energii. Gdyby nie jak zawsze nieudolne partie wokalne, słuchałoby mi się tego z niekłamaną przyjemnością. Szczególnie czadowy otwieracz w warstwie instrumentalnej pozostawia bardzo dobre wrażenia, a i wokal wydaje się odrobinę bardziej znośny. Sporym zaskoczeniem w kontekście dotychczasowej twórczości amerykańskiego tria okazuje się "Mean Mistreater", w której miejsce gitary zajmuje elektryczne pianino. Z początku udaje się stworzyć całkiem przyjemny klimat, wyjątkowo dobra jest też melodia i linia wokalna. Niestety, wraz z wejściem sekcji rytmicznej kawałek rozwija się bez polotu, w strasznie banalnym kierunku, a w pewnym momencie po prostu zaczyna się od nowa. Dobitnie wychodzą tu na wierzch braki w warsztacie kompozytorskim muzyków.

"Get It Together" to kolejny kawałek z dominującą rolą instrumentów klawiszowych, jednak od początku rażący strasznie prostą i banalną melodyjką. Wokal tym razem pojawia się dopiero w końcówce i jest to najbardziej koszmarny fragment płyty: nieudolnie podrabiający estetykę gospel chórek z udziałem żeńskich głosów. Po czymś tak tragicznym kolejny "I Don't Have to Sing the Blues", utrzymany już w typowym dla grupy stylu, mija mi po prostu niezauważenie. Podobnie byłoby pewnie z "Hooked on Love", gdyby w refrenie nie wracały te okropne chórki. Trochę lepiej wypada finałowy "I'm Your Captain (Closer to Home)", zresztą najbardziej popularny fragment longplaya. Wyróżnia się bardziej jamową budową, lekko psychodelicznym klimatem oraz wzbogaceniem brzmienia o gitarę akustyczną, klawisze, efekty dźwiękowe, a nawet (niedopasowaną) orkiestrę w końcówce. Dużą wątpliwość budzi jednak we mnie czas trwania tego kawałka, przekraczający dziesięć minut. Oczywiście, w samej długości nie ma nic złego, ale zbyt wiele czasu poświęcono na powtarzanie takiego sobie refrenu i tych samych motywów. Widocznie potrzebne było parę dodatkowych minut na zapchanie płyty, a muzycy nie byli w stanie już nic z siebie wykrzesać.

"Closer to Home" nie rozwiązuje żadnego z problemów, jakie wystąpiły już na obu wcześniejszych albumach, natomiast wszystkie nowe pomysły - jakich tu nie brakuje - przede wszystkim generują kolejne zarzuty, a jakoś korzystnie na jakość materiału nie wpływają.  Pewnym wyjątkiem jest "Mean Mistreater", gdzie akurat zastąpienie gitary klawiszami wyszło na dobre, ale i tutaj wszystko po chwili się psuje. Grand Funk Railroad zdecydowanie nie umiał w komponowanie. Ani w śpiewanie. Szkoda, bo wykonawczo w warstwie instrumentalnej bywa świetnie.

Ocena: 6/10

Zaktualizowano: 02.2023



Grand Funk Railroad - "Closer to Home" (1970)

1. Sin's a Good Man's Brother; 2. Aimless Lady; 3. Nothing Is the Same; 4. Mean Mistreater; 5. Get It Together; 6. I Don't Have to Sing the Blues; 7. Hooked on Love; 8. I'm Your Captain (Closer to Home)

Skład: Mark Farner - wokal, gitara, instr. klawiszowe; Mel Schacher - gitara basowa; Don Brewer - perkusja i instr. perkusyjne, wokal
Producent: Terry Knight


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)