Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2016

[Recenzja] Love Sculpture - "Forms and Feelings" (1970)

Obraz
Jeżeli pierwszy album Love Sculpture, "Blues Helping", brzmiał jakby muzycy chcieli w każdej sekundzie powielać którąś z blues(rock)owych klisz, tak jego następca, "Forms and Feelings", sprawia wrażenie, jakby trio było gotowe grać cokolwiek, byle nie bluesa. Tym razem repertuar obejmuje aż cztery zupełnie premierowe kompozycje. Co jednak ciekawe, ich autorami są Mike Finesilver i Pete Ker, producenci albumu. Jedynie w otwierającym album  "In the Land of the Few" co nieco dorzucił od siebie Dave Edmunds. Na płycie znalazł się także zaskakujący wybór cudzych kompozycji, od rock'n'rollowego standardu "You Can't Catch Me" Chucka Berry'ego, przez baroque-popową piosenkę "Seagull" Paula Kordy, po... utwory XIX i XX-wiecznych kompozytorów - Georgesa Bizeta ("Farandole"), Arama Chaczaturiana ("Taniec z szablami") oraz Gustava Holsta (uwielbiany przez rockowych muzyków "Mars"). Nie powinno więc

[Recenzja] The Rolling Stones - "Tattoo You" (1981)

Obraz
Na początku nowej dekady Stonesi intensywnie koncertowali, co - według ich własnych słów - uniemożliwiało im tworzenie nowych utworów. Jednocześnie muzycy uważali, że kolejne trasy powinny być związane z promocją nowego materiału. Wpadli więc na pomysł, aby wyciągnąć z archiwum niewykorzystane utwory, w razie potrzeby wzbogacić je nowymi partiami, przede wszystkim wokalnymi, i wydać jako nowy album. "Tattoo You" to zatem nic innego, jak zbiór lekko podrasowanych odrzutów z wcześniejszych płyt. Przede wszystkim z tych wówczas najnowszych, czyli udanego, choć nierównego "Some Girls", ale też w całości tak samo przeciętnego "Emotional Resque". Trafiły tu także starsze rzeczy. "Slave" i "Worried About You" powstały w trakcie prac nad "Black and Blue". Z kolei początki "Tops" oraz "Waiting on a Friend" to sesja "Goats Head Soup", więc znalazły się w nich gitarowe partie zarejestrowane jeszcze przez

[Recenzja] Steven Wilson - "4 ½" (2016)

Obraz
Steven Wilson nigdy nie próżnował, ale w ostatnim czasie wypuszcza tyle nowych wydawnictw, że nawet jego fani mogą odczuwać przesyt. Nie minął jeszcze rok od czasu premiery czwartego solowego albumu, "Hand. Cannot. Erase.", a dyskografia już poszerzyła się o składankę "Transience" (zawierającą, obok wydanych już wcześniej kawałków z autorskich płyt, nową wersję "Lazarus" z repertuaru Porcupine Tree) oraz właśnie wydaną EPkę "4 ½". To ostatnie wydawnictwo zawiera aż 37 minut premierowej muzyki, co znaczy, że jeszcze jakieś ćwierć wieku temu mogłoby być na spokojnie traktowane jako pełnoprawny album. Przynajmniej, jeśli chodzi o długość. Trudno bowiem uznać za regularny longplay wydawnictwo zbierające materiał zarejestrowany podczas różnych sesji na przestrzeni trzech lat. Część z nich to po prostu odrzuty. Połowa repertuaru to odrzuty z dwóch najnowszych albumów Wilsona. Z sesji "The Raven That Refused to Sing (and Other Stories)"

[Recenzja] Black Sabbath - "The End" (2016)

Obraz
Trzy lata temu grupa Black Sabbath wróciła z nowym albumem "13". Longplay okazał się wielkim sukcesem komercyjnym, więc wkrótce muzycy zaczęli przebąkiwać o ewentualnej kontynuacji. Jednak w trakcie promujących ostatnią płytę koncertów najwidoczniej zdali sobie sprawę, że ze względu na wiek jest to dla nich zbyt męczące. A wydanie kolejnego albumu wiązałoby się przecież z następną trasą. Stanęło więc na tym, że po zagraniu zaplanowanych koncertów grupa oficjalnie kończy działalność. Uważam to za świetną decyzję. Obecnie trwający powrót to miła niespodzianka dla fanów, którzy chcieli jeszcze usłyszeć i zobaczyć Sabbath z Ozzym. Jednak "13" tak naprawdę niczego nowego ani istotnego do twórczości grupy nie wniósł. Z jednej strony jest to całkowicie zrozumiałe - jaki byłby sens w powrocie Black Sabbath po tylu latach, gdyby grupa nagle zaproponowała zupełnie inną muzykę? Z drugiej strony, równie dobrze mogło skończyć się na koncertach. Na pocieszenie, że nie powsta

[Recenzja] Love Sculpture ‎- "Blues Helping" (1968)

Obraz
Love Sculpture to jeden z niezliczonych zespołów, które wypłynęły pod koniec lat 60. na fali popularności blues rocka. Album "Blues Helping" - pełnowymiarowy debiut tria tworzonego przez śpiewającego gitarzystę Dave'a Edmundsa, basistę Johna Williamsa oraz perkusistę Roberta Jonesa - jest wręcz archetypowym reprezentantem tej stylistyki. Jeżeli słyszeliście ówczesne płyty Johna Mayalla, The Butterfield Blues Band, Fleetwood Mac, Canned Heat, Savoy Brown czy Chicken Shack, to możecie sobie z łatwością wyobrazić zawartą tu muzykę bez wysłuchania choćby jednego utworu. Wszystkie bluesowe (doprawione rockową energią) schematy zostały tu powtórzone. W zasadzie cały album to jedna wielka klisza. O tym, że muzycy Love Sculpture nie mieli na tym etapie do pokazania nic własnego, dobitnie świadczy repertuar. Pomijając instrumentalny kawałek tytułowy, "Blues Helping" składa się wyłącznie z cudzych kompozycji, głównie bluesowych standardów, w oryginalne wykonywanych p

[Recenzja] The Rolling Stones - "Emotional Resque" (1980)

Obraz
Podczas rozciągającej się na przestrzeni dziewięciu miesięcy sesji nagraniowej Stonesi znów świetnie się ze sobą bawili. Efektem było powstanie znacznie większej ilości materiału, niż mieścił standardowy longplay. Szkoda jedynie, że muzycy tylko się bawili, zamiast naprawdę przyłożyć do pracy. Pomimo sporej selekcji materiału - ostatecznie na płytę trafiło niewiele ponad czterdzieści minut muzyki - powstało najbardziej niecharakterystyczne wydawnictwo zespołu w jego dotychczasowej karierze. Co z tego, że sporo tu energii, odczuwalnej radości z grania i różnych inspiracji - od zawsze obecnych w twórczości grupy bluesa ("Down in the Hole") i rock'n'rolla (np. "Summer Romance"), po disco ("Dance (Pt. 1)", tytułowy "Emotional Resque") czy reggae ("Send It to Me") - skoro same kompozycje są zupełnie nijakie, nieciekawe, strasznie sztampowe. Tak mógłby grać jakikolwiek zespół, ale od takiej marki, jak The Rolling Stones, oczekiwać

[Recenzja] The Butterfield Blues Band - "East-West" (1966)

Obraz
Na eponimicznym debiucie The Paul Butterfield Blues Band absolutnie nic nie zapowiadało, że będzie to zespół poszukujący nowych rozwiązań. Zawarta na nim muzyka całkowicie wpisuje się w schematy chicagowskiego bluesa. a w grze muzyków nie słychać chęci wyjścia poza obowiązujące reguły. W porównaniu z tamtą płytą, wydany mniej więcej rok później "East-West" sprawia wrażenie dzieła zupełnie innej grupy. I to bynajmniej nie dlatego, że z nazwy zniknęło imię lidera, a w nagraniach wziął udział nowy perkusista Billy Davenport, który zastąpił bębniącego dotychczas Sama Laya. Drugi album chicagowskiego sekstetu otwiera się na nowe wpływy, jak rock czy jazz. To w zasadzie jeden z pierwszych albumów, które śmiało można nazwać blues rockiem. Zaledwie parę tygodni wcześniej, w lipcu 1966 roku, ukazał się "Blues Breakers" Johna Mayalla i Erika Claptona, który zdefiniował tę stylistykę oraz określił jej ramy. Natomiast opublikowany w sierpniu "East-West" poszerzył

[Recenzja] The Rolling Stones - "Some Girls" (1978)

Obraz
Wielokrotnie spotykałem się z opinią, że The Rolling Stones przez cały czas grają tak samo. To oczywista nieprawda. Na przestrzeni lat zespół wielokrotnie odchodził od swoich rhythm'n'bluesowych korzeni, inspirując się aktualnymi trendami w muzyce. Całkiem możliwe, że był to czysty koniunkturalizm, mający pomóc w pozyskaniu nowych słuchaczy i sprzedaży jeszcze większej ilości płyt. Jednak nierzadko odbywało się to z korzyścią dla samej muzyki, jak w przypadku psychodelicznego "Their Satanic Majesties Request", albo wzbogaconych wpływami bluesa, country, folku czy gospel "Beggars Banquet" i "Let It Bleed". Proceder ten trwał w najlepsze także przez całe lata 70., gdy na płytach Stonesów pojawiały się pojedyncze kawałki nawiązujące do soulu, funku lub reggae. Na swoim ostatnim wydawnictwie z tamtego dziesięciolecia, albumie "Some Girls", muzycy także nie pozostali obojętni na ówczesne mody. A był to czas, gdy największą popularnością ci

[Recenzja] The Paul Butterfield Blues Band - "The Paul Butterfield Blues Band" (1965)

Obraz
The Paul Butterfield Blues Band zasłynął jako jeden z pierwszych zespołów łączących bluesowe kompozycje z rockowym brzmieniem oraz energią. Początkowo muzyków interesowało jednak granie czystego bluesa. Korzenie zespołu sięgają początku lat 60., kiedy na Uniwersytecie w Chicago poznało się dwóch wielbicieli bluesa - Paul Butterfield i Elvin Bishop. Pierwszy śpiewał, a także grał na harmonijce, zaś drugi na gitarze, więc szybko zaczęli wspólnie jamować. Kiedy zaoferowano im, gdzieś w 1963 roku, występy w jedynym z lokalnych klubów, duet postanowił zaprosić do współpracy sekcję rytmiczną. Ale nie pierwszą lepszą sekcję, lecz ówczesnych współpracowników samego Howlin' Wolfa - basistę Jerome'a Arnolda oraz perkusistę Sama Laya. Pierwszy występ okazał się sukcesem i kwartet zdecydował związać się na dłużej. Podczas jednego z kolejnych występów, wśród publiczności znalazł się niejaki Joe Boyd, początkujący producent. Szybko skontaktował się ze swoim znajomym kolegą po fachu, Paulem R

[Recenzja] The Rolling Stones - "Black and Blue" (1976)

Obraz
Album "Black and Blue" narodził się w dość niecodzienny sposób. Materiał na niego i same nagrania powstawały równolegle z przesłuchaniami kolejnych gitarzystów na miejsce Micka Taylora. Jednym z zaproszonych muzyków był irlandzki wirtuoz Rory Gallagher, który w styczniu 1975 roku spędził kilka dni ze Stonesami w Holandii. W tym czasie pracował głównie z Mickiem Jaggerem, pomagając w ukończeniu kompozycji wokalisty. To ponoć właśnie Irlandczykowi Stonesi zawdzięczają riff i tytuł kawałka "Hot Stuff", a także kilka innych motywów, choć jego nazwisko nie pojawia się w opisie. Zanim jednak doszło do poważniejszych rozmów o współpracy, Gallagher musiał udać się do Japonii na własne występy. Później zaś przyznawał, że był zbyt zadowolony ze swojej kariery, by dołączyć do zespołu.  W międzyczasie Stonesi testowali innych muzyków, jak Jeff Beck, Peter Frampton (ex-Humble Pie), Steve Marriott (ex-Small Faces i Humble Pie), Harvey Mandel (ex-Canned Heat), sesyjny gitarzys