[Recenzja] The Rolling Stones - "Aftermath" (1966)



Od tego albumu różnice pomiędzy amerykańskimi i europejskimi wydawnictwami The Rolling Stones zaczęły stopniowo maleć. "Aftermath" ukazał się w dość zbliżonej formie po obu stronach Atlantyku, aczkolwiek z inną okładką i pewnymi zmianami w repertuarze. W Stanach pominięto aż cztery kawałki z europejskiej edycji ("Mother's Little Helper", "Out of Time", "Take It or Leave It" i "What to Do", wydane później na różnych kompilacjach), za to dodano najnowszy przebój "Paint It, Black". Co ciekawe, album nawet w tej krótszej wersji dość mocno przekracza ówczesne standardy dotyczące długości płyt długogrających. Zaś w dłuższej brakuje mu zaledwie siedem i pół minuty do pełnej godziny. Z czternastu utworów większość zachowuje typową dla tamtych czasów długość około trzech minut. Pewną ekstrawagancją mógłby się wydawać pięciominutowy "Out of Time", gdyby nie jeszcze dłuższy, jedenastominutowy "Goin' Home" - to już prawdziwe szaleństwo, jak na ówczesną muzykę stricte rozrywkową.

Z perspektywy dyskografii zespołu największą rewolucją jest jednak fakt, że po raz pierwszy nie było potrzeby sięgania po cudze kompozycje. Trafił tu wyłącznie autorski materiał, podpisany przez Micka Jaggera i Keitha Richardsa. Naprawdę mocno się rozwinęli od czasu swoich pierwszych prób kompozytorskich. Co prawda wciąż trafiają się tutaj bardzo typowe kawałki rhythm'n'bluesowe (np. "Doncha Bother Me", "Flight 505", "It's Not Easy" czy wspomniany "Goin' Home", okazujący się mało urozmaiconym jamem), ale już takie "Mother's Little Helper", "Out of Time", a zwłaszcza "Paint It, Black" i "Under My Thumb" świadczą o coraz lepszym wyczuciu melodii oraz chęci wyjścia z dotychczasowej szuflady. W tym ostatnim pomagają zdecydowanie bogatsze aranżacje w porównaniu z wcześniejszymi dokonaniami. Instrumentarium nie ogranicza się już tylko do gitar, perkusji, pianina, organów i harmonijki. Wykorzystano także zupełnie nietypowe dla rhythm and bluesa oraz wczesnego rocka instrumenty, jak hinduski sitar ("Paint It, Black"), dulcimer z Appalachów ("Lady Jane", "I Am Waiting"), japońskie koto ("Take It or Leave It"), marimba ("Under My Thumb", "Out of Time") czy klawesyn ("Lady Jane"). Na większości z nich zagrał Brian Jones, który był największym orędownikiem zmian. Inspiracji dostarczył wydany po koniec poprzedniego roku "Rubber Soul" Beatlesów, na którym też w jednym z utworów pojawił się sitar.

"Aftermath", w obu wersjach, to zdecydowanie najlepsze wydawnictwo we wczesnym dorobku The Rolling Stones. Słychać tu duży postęp w kwestii kompozytorskiej, a dodanie nietypowych instrumentów - choć jeszcze dość zachowawcze - bardzo korzystnie wpłynęło na brzmienie. Na dwóch kolejnych albumach podobne eksperymenty nie wyszły już równie przekonująco i dopiero powrót do bardziej surowego grania, w połączeniu z większą dojrzałością muzyków, zaowocował jeszcze lepszym "Beggars Banquet", otwierającym najlepszy okres twórczości Stonesów. Jednak już "Aftermath" pokazał, że zespół stać na coś więcej, niż wydanie kilku przebojowych, lecz konwencjonalnych singli.

Ocena8/10



Okładka wydania amerykańskiego.
The Rolling Stones - "Aftermath" (1966)

EU: 1. Mother's Little Helper; 2. Stupid Girl; 3. Lady Jane; 4. Under My Thumb; 5. Doncha Bother Me; 6. Goin' Home; 7. Flight 505; 8. High and Dry; 9. Out of Time; 10. It's Not Easy; 11. I Am Waiting; 12. Take It or Leave It; 13. Think; 14. What to Do

US: 1. Paint It, Black; 2. Stupid Girl; 3. Lady Jane; 4. Under My Thumb; 5. Doncha Bother Me; 6. Think; 7. Flight 505; 8. High and Dry; 9. It's Not Easy; 10. I Am Waiting; 11. Goin' Home

Skład: Mick Jagger - wokal, harmonijka, instr. perkusyjne; Keith Richards - gitara, dodatkowy wokal; Brian Jones - gitara, dulcimer, sitar, koto, harmonijka, marimba; Bill Wyman - gitara basowa, organy, instr. perkusyjne; Charlie Watts - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Jack Nitzsche - pianino, organy, klawesyn, instr. perkusyjne; Ian Stewart - pianino, organy
Producent: Andrew Loog Oldham


Komentarze

  1. czy mógłby ktoś wytłumaczyć dlaczego wtedy albumy były wydawane w innych wersjach dla usa i uk ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ w tamtym czasie nie było firm fonograficznych działających na całym świecie, inna firma wydawały albumy danego wykonawcy w UK, a inna w USA. Brytyjscy wykonawcy mieli zazwyczaj wpływ na kształt brytyjskich wydawnictw, ale amerykański wydawca zastrzegł sobie możliwość tworzenia własnych wydawnictw. Żeby więcej zarobić, dodawali do repertuaru albumu popularne przeboje, które w UK były wydane tylko na singlach. Często zamiast wydać jeden album, rozbijali go na dwa trochę krótsze wydawnictwa (oprócz singli trafiały na nie także odrzuty lub nagrania koncertowe).

      Usuń
  2. Aftermath prawdopodobnie jest tak długi ze względu na nadmiar materiału. Grupa w grudniu 1965 zarejestrowała ok. 10 utworów z myślą o albumie który miał nosić nazwę "Could You Walk on the Water". Set Lista: A-Side; 19th Nervous Breakdown, Sad Day, Take It or Leave It, Think, Mother's Little Helper - B-Side; Goin' Home, Sittin' on a Fence, Doncha Brother Me, Ride on Baby, Looking Tired. Ostatni to odrzut z "Out of Our Heads" nie wydany oficjalnie, dostępny na bootlegach, Sittin' on a Fence oraz Ride on Baby zostały później wydane na kompilacji Flowers, dwa pierwsze utwory to strona A i B tego samego singla a pozostałe 5 utworów znalazło się na Aftermath. Wspomniany LP miał być pierwszym w pełni autorskim, a nie został wydany bo wytwórnia nie chciała takiego tytułu a że obóz zespołu pozostał nieugięty, jak zbliżała się premiera w połowie marca a wiadome było że nie zostanie wypuszczony, chłopcy weszli do studia, zarejestrowali pozostałe utwory (podczas dwóch sesji miało ich być 22) i tak powstał Aftermath, w tym strona B Paint It Black, a If You Let Me został wydany 10 lat później na składance Metamorphosis. Dla mnie szkoda, bo LP byłby dobry a Aftermath wydaje się za długi. To dopiero musiał być szok że wypuścili takiego "długasa".

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny album, na którym słychać, jak wiele "tego czegoś" dodawał zespołowi Brian Jones, ubogacając aranżacje. Poza hitami najfajniej prezentują się dla mnie Lady Jane i I Am Waiting - Stonesi zawsze mieli ucho do ballad. 1966 był naprawdę mocarnym rokiem jeśli spojrzymy na jakość i zróżnicowanie wydawanych wtedy albumów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024