Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2015

[Recenzja] Iron Maiden - "The Book of Souls" (2015)

Obraz
Szesnasty studyjny album Iron Maiden to prawdopodobnie najbardziej wyczekiwana premiera tego roku. Od wydania poprzedniego w dyskografii "The Final Frontier" minęło już pięć lat, co oznacza najdłuższą przerwę w historii zespołu. Zapowiedzi nowego wydawnictwa mogły budzić obawy. Szczególnie, gdy ogłoszono, że będzie to najdłuższy z dotychczasowych longplayów, o czasie trwania przekraczającym półtora godziny, choć na trackliście widnieje tylko jedenaście tytułów. Oznacza to kontynuację kierunku obranego na "Brave New World", gdy utwory zespołu zaczęły być coraz dłuższe, a niekoniecznie bogatsze w treść. Ten pseudo-progresywny styl już od dawna wydaje się mocno wyeksploatowany. O ile jeszcze "Brave New World" zawiera w większości udany materiał - choć już tam niekorzystnie wypadają proporcje między krótszymi i dłuższymi kawałkami - tak na kolejnych "Dance of Death", "A Matter of Life and Death" i "The Final Frontier" wyróżnia

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Freedom: Atlanta Pop Festival" (2015)

Obraz
Kariera Jimiego Hendrixa była bardzo krótka, lecz niezwykle intensywna. Zarejestrowanego podczas tych czterech lat materiału - zarówno studyjnego, jak i koncertowego - starczyło na dziesiątki pośmiertnych albumów wydawanych przez kolejne dekady. Nawet obecnie, po niemal pięćdziesięciu latach od śmierci tego wybitnego gitarzysty, wciąż ukazują się kolejne ekscytujące wydawnictwa. Takie, jak np. właśnie wydany "Freedom: Atlanta Pop Festival". Jest to zapis występu z tytułowego festiwalu, który miał miejsce 4 lipca 1970 roku. Jego mniej lub bardziej obszerne fragmenty były już wcześniej dostępne na różnych wydawnictwach, lecz "Freedom..." jest z nich wszystkich najbardziej kompletny. Brakuje jedynie utworu "Hey Baby (New Rising Sun)", którego nie było też na wcześniejszych płytach. Album jest sygnowany nazwą Jimi Hendrix Experience, jednak zespół o takiej nazwie przestał istnieć w 1969 roku, gdy Hendrix zakończył współpracę z Noelem Reddingiem. Występują

[Recenzja] Motörhead - "Bad Magic" (2015)

Obraz
Już od pierwszych sekund grupa daje jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru niczego zmieniać, niczym zaskakiwać. "Victory or Die" to stuprocentowy Motörhead - szybkie tempo, ciężkie brzmienie i charakterystyczny, zachrypnięty wokal Lemmy'ego. Chociaż akurat jeśli chodzi o ten ostatni element, to pewną różnicę słychać, nawet w porównaniu z wydanym dwa lata wcześniej albumem "Aftershock". Wokalista jest tutaj jeszcze bardziej zachrypnięty i jakby zmęczony. To pewnie efekt jego problemów zdrowotnych, o czym głośno było ostatnio w mediach. Muzycznie jest jednak jak zwykle bardzo energetycznie i ciężko uwierzyć, że średnia wieku grających tutaj muzyków wynosi 58 lat! Gdyby tylko troszkę bardziej dbali o różnorodność utworów... Przy pierwszym przesłuchaniu kolejnego na płycie "Thunder & Lightning" miałem wrażenie, że przez przypadek jeszcze raz odtworzony został poprzedni kawałek. Dopiero w refrenie wyraźniej słychać, że to jednak inny utwór. Przed k

[Recenzja] Lynyrd Skynyrd - "Second Helping" (1974)

Obraz
"Second Helping" to jeden z tych albumów, które swój ogromny sukces komercyjny zawdzięczają praktycznie wyłącznie jednemu przebojowi. "Sweet Home Alabama", bo o nim mowa, to bezsprzecznie jeden z największych rockowych hitów. Kawałek został niemiłosiernie ograny na wszystkie możliwe sposoby, więc po czasie może solidnie irytować, ale w zasadzie trudno się temu dziwić. W kategorii takiego lekkiego, bezpretensjonalnego, a przy tym bardzo prostego grania jest to faktycznie niezła rzecz, z autentycznie chwytliwą, skoczną melodią. Gorzej, że reszta płyty wypada znacznie mniej charakterystycznie. "Sweet Home Alabama" słusznie umieszczono na samym początku, bo to jedyny tak łatwo wpadający w ucho kawałek. Całkiem pozytywne wrażenie sprawia jeszcze lekko bluesowa ballada "I Need You" z fajną partią wokalną Ronniego Van Zandta i niezłymi solówkami gitarzystów, choć ogólnie sprawia wrażenie zbyt jednostajnej, pozbawionej jakiegokolwiek budowania napię

[Recenzja] Jeff Beck with The Jan Hammer Group - "Live" (1977)

Obraz
Okładka tego wydawnictwa właściwie mówi wszystko na temat zawartości. To zapis wspólnych koncertów Jeffa Becka z grupą Jana Hammera, byłego klawiszowca Mahavishnu Orchestra. Muzycy współpracowali ze sobą już wcześniej na albumie "Wired", sygnowanym nazwiskiem gitarzysty. Materiał na "Live" zarejestrowano podczas amerykańskich występów, na przełomie lata i jesieni 1976 roku. Nie wiadomo jednak podczas których konkretnie koncertów. Na repertuar składają się kompozycje z albumów zarówno Becka (trzy z "Blow by Blow", jeden z wspomnianego "Wired"), jak i Hammera (dwa z sygnowanego wspólnie z Jerrym Goodmanem "Like Children", jeden z solowego "The First Seven Days"). Kto słyszał już wcześniej przynajmniej jedno z wymienionych wydawnictw, z pewnością nie będzie zaskoczony zawartością "Live". Obaj liderzy - wsparci przez grającego na skrzypcach Steve'a Kindlera, basistę Fernando Saundersa oraz perkusistę Tony'ego

[Recenzja] Ghost - "Meliora" (2015)

Obraz
Tobias Forge, tym razem jako Papa Emeritus III, wraz ze swoimi Bezimiennymi Upiorami, powraca z trzecim albumem Ghost. Wszystkiemu wciąż towarzyszy ta dość tandetna i infantylna otoczka, z przebierankami, satanistycznymi odwoływaniami i całą resztą. Niemniejsze emocje wciąż wywołuje sama stylistyka zespołu. Wielu metalowych słuchaczy wciąż oburza łączenie ciężkiego brzmienia z popowymi wręcz melodiami. Zdają się przy tym kompletnie nie dostrzegać groteskowo humorystycznych aspektów towarzyszących grupie od samego początku. Forge oraz towarzyszący mu, wciąż niezidentyfikowani muzycy, po prostu bawią się łączeniem odległych konwencji i świadomie sięgając po kicz. Trzeba przyznać, że pomimo żartobliwego podejścia, jest w tym wszystkim pełen profesjonalizm. Muzycy zdecydowanie nie są amatorami (choć sama muzyka jest raczej prosta do zagrania), a wspomniana otoczka to bardzo sprytny chwyt marketingowy. Wizerunek zespołu jest z rozmysłem infantylny, ale przy tym konsekwentny. Budują go t

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "Win, Lose or Draw" (1975)

Obraz
Muzycy The Allman Brothers Band i producent Johnny Sandlin zgodnie przyznają, że "Win, Lose or Draw" był najtrudniejszym albumem do nagrania. Sesje ciągnęły się przez wiele miesięcy, a w studiu rzadko kiedy przebywali wszyscy muzycy na raz. Najbardziej zaangażowani w prace byli Jai Johanny Johanson, Chuck Leavell i Lamar Williams (ostatni z nich żartował, że powinni zmienić nazwę na We Three). Gregg Allman i Dickey Betts niedługo wcześniej zaczęli działać pod własnymi nazwiskami, traktując kariery solowe priorytetowo. Z drugiej strony, to właśnie oni, tradycyjnie, dostarczyli niemal wszystkie kompozycje, nie licząc dwóch przeróbek. Inna sprawa, że nie są to ich kompozytorskie wyżyny. Początek longplaya jest całkiem niezły. Mocna, zaostrzona wersja "Can't Lose What You Never Had" z repertuaru Muddy'ego Watersa to bardzo fajny kawałek, łączący bluesowy klimat z rockową energią, ozdobiony świetnymi popisami Bettsa i Leavella, dający też pole do popisu se

[Recenzja] Rory Gallagher - "Wheels Within Wheels" (2003)

Obraz
"Wheels Within Wheels" to dość specyficzna kompilacja. Donal Gallagher dokonał wyboru niepublikowanych wcześniej nagrań swojego brata. Zamieścił tu zarówno utwory zarejestrowane w studiu, jak i podczas koncertów, kierując się pewnym kluczem: materiał miał pokazać łagodniejsze, przeważnie akustyczne oblicze Rory'ego Gallaghera. Znalazły się tu np. alternatywne wersje doskonale znanych kompozycji, jak "Barley and Grape Rag" (tutaj w przeróbce The Dubliners z gościnnym udziałem autora), "As the Crow Flies" czy "Going to My Home Town", ale też zupełnie premierowe utwory. Te ostatnie to jednak w znacznej części interpretacje cudzych kompozycji. Ciekawie jest usłyszeć Irlandczyka w nietypowym dla niego repertuarze, jak utrzymany w stylu flamenco "Flight to Paradise" (nagrany w duecie z jego autorem, Juanem Martinem) albo tradycyjne pieśni irlandzkie ("Bratacha Dubha", "She Moved Thru' the Fair") i angielskie (&

[Recenzja] Lynyrd Skynyrd - "(pronounced 'lĕh-'nérd 'skin-'nérd)" (1973)

Obraz
Lynyrd Skynyrd to prawdopodobnie najsłynniejszy rockowy zespół z południa USA, a zarazem najlepiej chyba oddający specyficzny klimat tamtego rejonu. Pomimo częstych porównań z The Allman Brothers Band, w twórczości tego zespołu aż tak bardzo nie słychać podobieństw do brytyjskich grup. Już od pierwszego albumu był to stuprocentowy southern rock. Inna sprawa, że płytowy debiut nastąpił dość późno, bo całe siedem lat po rozpoczęciu działalności w 1966 roku. Przez cały ten czas zaskakująco stabilny był skład. Od samego początku w zespole występował wokalista Ronnie Van Zant, gitarzyści Gary Rossington i Allen Collins oraz perkusista Bob Burns. Nieustannie zmieniali się natomiast basiści. Niedługo przed debiutancką sesją rolę tę objął Ed King, zajmując miejsce Leona Wilkesona. W tym samym czasie skład poszerzył się o klawiszowca Billy'ego Powella. Natomiast już po zakończeniu prac nad albumem do grupy postanowił wrócić Wilkeson. Nie zagrał tutaj ani dźwięku, ale załapał się na okł

[Recenzja] Jerry Goodman & Jan Hammer - "Like Children" (1974)

Obraz
Po rozpadzie oryginalnego składu Mahavishnu Orchestra drogi muzyków niemal całkiem się rozeszły. John McLaughlin kontynuował działalność pod dotychczasowym szyldem. Billy Cobham rozpoczął pełną sukcesów karierę solową. Rick Laird zaczął znów udzielać się jako muzyk sesyjny. Natomiast Jan Hammer i Jerry Goodman postanowili jeszcze trochę ze sobą pograć, zanim ich drogi także się rozdzieliły. Wynikiem tego było powstanie albumu "Like Children". Duet pracował nad nim w studiach  Caribou Ranch w Colorado oraz londyńskim Trident, nie korzystając z pomocy producenta z zewnątrz ani dodatkowych instrumentalistów. We dwójkę zarejestrowali wszystkie partie: Goodman zagrał nie tylko na skrzypcach i altówce, ale też na gitarze i mandolinie, a Hammer zasiadł nie tylko za klawiszami, ale też za bębnami, ponadto obaj udzielali się wokalnie. Repertuar też stworzyli niemalże samodzielnie, korzystając z niewielkiej pomocy Davida Earle'a Johnsona (współautor "Night") oraz Ivony Re

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "Brothers and Sisters" (1973)

Obraz
W zespole został tylko jeden z braci Allman, jednak nazwa pozostała. Pod koniec 1972 roku muzycy zabrali się za nagrywanie kolejnego albumu - pierwszego, na którym nie miał znaleźć się żaden utwór z udziałem zmarłego rok wcześniej Duane'a Allmana. Pomiędzy nagraniami na "Brothers and Sister" doszło do kolejnej tragedii. 11 listopada Barry Oakley zginął w podobnych okolicznościach, odnosząc poważne obrażenia w wypadku motocyklowym. Zespół kontynuował nagrania z nowym basistą, Lamarem Williamsem (do składu dołączył też pianista Chuck Leavell) i w grudniu album był już gotowy. Longplay okazał się ogromnym sukcesem komercyjnym. Jako jedyne wydawnictwo The Allman Brothers Band doszedł na szczyt amerykańskiego notowania, a z czasem, podobnie jak dwa poprzednie, pokrył się w Stanach platynową płytą. Nie jest to już jednak ten sam zespół, co dotychczas i nie chodzi tylko o brak dwóch oryginalnych muzyków (zresztą Oakley zdążył zarejestrować partie do dwóch kawałków). "Br

[Recenzja] Jethro Tull - "Nightcap: The Unreleased Masters 1973-1991" (1993)

Obraz
Chociaż od wydania obszernego boksu "20 Years of Jethro Tull" minęło zaledwie pięć lat, Ian Anderson postanowił uczcić dwudziestopięciolecie istnienia swojej grupy jeszcze huczniej. Tym razem nie jednym, a aż trzema różnymi wydawnictwami. Dwupłytowy zestaw "The Best of Jethro Tull - The Anniversary Collection" całkiem zgrabnie podsumował dotychczasową karierę zespołu. Dla osób, które nie miały wcześniej do czynienia z jego dokonaniami, może to być całkiem dobre wprowadzenie. Składak nie przyniósł żadnego premierowego materiału, jednak dla fanów przygotowano coś specjalnego. Najpierw ukazał się czteropłytowy "25th Anniversary Box Set", zawierający nagrania koncertowe (w tym prawie kompletny zapis występu z nowojorskiej Carnegie Hall z 1970 roku), a także remiksy i nowe wersje klasycznych utworów. Bardziej wartościowym wydawnictwem wydaje się jednak dwupłytowy "Nightcap: The Unreleased Masters 1973-1991", składający się głównie z kompletnie premier

[Recenzja] Rory Gallagher - "BBC Sessions" (1999)

Obraz
"BBC Sessions" to pierwsze pośmiertne wydawnictwo Rory'ego Gallaghera, który zmarł 14 czerwca 1995 roku. w wyniku komplikacji po przeszczepie wątroby. Na ponad dwugodzinny, dwupłytowy album trafiły nagrania pochodzące z archiwów BBC. Ich wyselekcjonowaniem zajął się osobiście Dónal Gallagher, młodszy brat i wieloletni menadżer artysty. Pierwszy dysk wypełniają fragmenty regularnych występów. Aż dziewięć z dziesięciu utworów zarejestrowano w latach 1973-77, a wiec w okresie największych sukcesów komercyjnych Irlandczyka, któremu towarzyszyli wówczas basista Gerry McAvoy, klawiszowiec Lou Martin oraz perkusista Rod de'Ath. Dwóch ostatnich nie usłyszymy w "Cruise on Out", zarejestrowanym w 1979 roku, z Tedem McKenną na bębnach. Na koncertach, szczególnie w tamtej dekadzie, Gallagher grał zawsze z niesamowitą energią, pasją i zaangażowaniem. Słychać to i tutaj. Wspaniale wypadają takie utwory, jak wykonane z ogromnym luzem "Calling Card" i &quo

[Recenzja] Jeff Beck - "Wired" (1976)

Obraz
Na następcy słynnego "Blow by Blow" Jeff Beck jeszcze dalej zapuszcza się w klimaty jazzowo-funkowe. Gitarzysta zaprosił nawet do współpracy takich muzyków, jak Jan Hammer i Narada Michael Walden, którzy w różnym czasie byli członkami Mahavishnu Orchestra. W nagraniach brał też udział doświadczony basista Wilbur Bascomb, jazzowy perkusista Ed Greene, a także znani już z poprzedniego albumu Max Middleton i Richard Bailey. Na repertuar złożyły się aż cztery kompozycje Waldena, po jednej Middletona ("Led Boots"), Bascomba ("Head for Backstage Pass") i Hammera ("Blue Wind"), a całości dopełniło wykonanie jazzowego standardu "Goodbye Pork Pie Hat" autorstwa Charlesa Mingusa. Lider tym razem nie podpisał się pod żadnym utworem, co jednak trudno uznać za zaskoczenie. Beck bywał kompozytorem z konieczności, a nie dlatego, że miał do tego szczególne predyspozycje. Mówiąc wprost, to zdolny instrumentalista bez talentu do tworzenia muzyki. &qu

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "Eat a Peach" (1972)

Obraz
Album "Eat a Peach" ukazał się pomiędzy dwiema tragediami. Najpierw, 29 października 1971 roku, w wypadku motocyklowym zginął Duane Allman. Gitarzysta znacznie przekroczył dozwoloną prędkość i nie zdążył wyhamować, gdy na skrzyżowaniu zatrzymała się jadąca przed nim ciężarówka. Początkowo wydawało się, że nie odniósł większych urazów, ale obrażenia wewnętrzne okazały się tak poważne, że zmarł jeszcze tego samego wieczora. Do drugiej tragedii doszło trochę ponad rok później, 11 listopada 1972 roku - w niemal identycznych okolicznościach i zaledwie trzy przecznice od miejsca wypadku Allmana - zginął basista Berry Oakley. Obaj muzycy w chwili śmierci mieli zaledwie po 24 lata. Dwupłytowy "Eat a Peach" w znacznej części składa się z materiału zarejestrowanego jeszcze z udziałem Duane'a Allmana. Przede wszystkim trafiły tutaj dwa koncertowe nagrana, które nie zmieściły się na "At Fillmore East", pochodzące z tych samych występów w nowojorskim Fillmore