[Recenzja] Jethro Tull - "Under Wraps" (1984)



W 1983 roku Ian Anderson w końcu zrealizował swój pomysł z wydaniem albumu solowego. W nagraniu "Walk Into Light" wspomógł go ówczesny klawiszowiec Jethro Tull, Peter-John Vettese. A choć nie brakuje tam charakterystyczny partii fletu i głosu Andersona, to całość niewiele ma wspólnego z twórczością jego macierzystego zespołu. To album w zasadzie synthpopowo-nowofalowy, zdominowany przez brzmienie syntezatorów oraz automatu perkusyjnego. Tego typu muzyka cieszyła się wówczas ogromną popularnością, więc longplay sprzedawał się całkiem nieźle. Ale i tak wyraźnie słabiej od dokonań Jethro Tull. I prawdopodobnie właśnie dlatego kolejny album Andersona, będący bezpośrednią kontynuacją "Walk Into Light", ukazał się pod szyldem zespołu. Co prawda, w nagrania zaangażowano także Martina Barre'a i Dave'a Pegga, co miało uzasadnić powrót do tej nazwy, jednak ich partie zwykle giną pod grubą warstwą elektroniki. 

"Under Wraps" powszechnie uchodzi za najgorsze wydawnictwo w całej dyskografii Jethro Tull. Oczywiście, najczęściej pojawiają się zarzuty dotyczące brzmienia oraz odejścia od dotychczasowego stylu. To jednak dobrze, że Anderson nie trzymał się kurczowo utartych schematów i nie pozostawał obojętny na to, co działo się wówczas w muzyce. Nawet jeśli stały za tym głównie względy merkantylne, to przecież wciąż byłoby możliwe wykorzystanie technologicznych nowinek w ciekawy sposób. Próba połączenia ich z dawnym stylem na albumach "A" i "The Broadsword and the Beast" nie wyszła, więc może całkowite odejście od dotychczasowych rozwiązań dało lepszy rezultat? Poniekąd tak. Przynajmniej nie ma tu tego wrażenia, że muzycy nieudolnie i topornie zestawiają ze sobą rzeczy, które nijak do siebie nie pasują. Do tego Ian Anderson śpiewa tutaj znacznie lepiej niż na "Pałaszu i Bestii", nie sprawiając już wrażenia zmęczonego i znużonego. Jakby zmiana stylistyki sprawiła, że znów nabrał zapału do pracy.

Wciąż jednak "Under Wraps" skażony jest praktycznie wszystkimi wadami elektronicznego popu lat 80. Syntezatory i automat perkusyjny, które przecież można ciekawie wykorzystać, brzmią tutaj przeważnie strasznie tandetnie. To taki typowy dla ejtisowego mainstreamu plastik. Razi też znaczne uproszczenie muzyki, szczególnie w warstwie rytmicznej, gdyż ówczesne automaty nie pozwalały na wiele. Całość jednak mogłoby uratować wyraziste kompozycje. I faktycznie ma to miejsce w takim "European Legacy", gdzie akurat istotną role odgrywają partie fletu oraz gitary, dość nieźle połączone z elektroniką. W żadnym wypadku nie jest to wybitna kompozycja, ale sama melodia się broni. Niestety, z trudem przychodzi mi znalezienie równie wyrazistych kawałków. Może "Lap of Luxury", "Radio Free Moscow" lub wzbogacony jakby post-punkową gitarą "Paparazzi", choć wszystkie trzy popadają w trochę za duży banał. Zdecydowana większość tego materiału już na etapie kompozycji jest strasznie nijaka. A dochodzą do tego jeszcze niemalże identyczne aranżacje, przez co poszczególne utwory trudno od siebie odróżnić. Dopiero pod koniec pojawia się w całości akustyczny "Under Wraps #2", przywołujący trochę klimatu dawnego Jethro Tull, ale i tak będący dość przeciętnym kawałkiem, którego jedynym charakterystycznym elementem jest niepotrzebnie udziwniona warstwa wokalna.

Mógłbym polemizować, czy "Under Wraps" faktycznie jest najgorszym albumem w dyskografii zespołu. Przemawiają za tym w większości kompletnie nijakie kompozycje - z nielicznymi przebłyskami na poziomie wyraźnie poniżej średniego - które ciężko od siebie odróżnić, a także zupełny brak pomysłu na ciekawe wykorzystanie elektroniki, po którą sięgnięto wyłącznie z przyczyn merkantylnych. Jednak daje się też zauważyć, że w porównaniu z poprzednim "The Broadsword and the Beast", muzycy nauczyli się trochę lepiej łączyć tradycyjne instrumenty z brzmieniami syntetycznymi. Dużo bardziej udana jest też warstwa wokalna. Nie mam jednak wątpliwości, że niezależnie od tego, który album z tej dwójki wypada słabiej, o obu pamięta się wyłącznie dlatego, że wydano je pod szyldem Jethro Tull. To jednak bardzo kiepski powód, by do nich wracać. W dyskografii zespołu nie brakuje znacznie lepszych pozycji, a w stylistykach synthpopu i new wave nieporównywalnie lepiej odnajdowali się całkiem inni, młodsi wykonawcy.

Ocena: 3/10



Jethro Tull - "Under Wraps" (1984)

1. Lap of Luxury; 2. Under Wraps #1; 3. European Legacy; 4. Later, That Same Evening; 5. Saboteur; 6. Radio Free Moscow; 7. Astronomy*; 8. Tundra*; 9. Nobody's Car; 10. Heat; 11. Under Wraps #2; 12. Paparazzi; 13. Apogee; 14. Automotive Engineering*; 15. General Crossing*

* Utwory pominięte na wydaniu winylowym.

Skład: Ian Anderson - wokal, syntezator, flet, gitara; Peter-John Vettese - instr. klawiszowe, instr. perkusyjne; Martin Barre - gitara; Dave Pegg - gitara basowa
Producent: Ian Anderson


Komentarze

  1. Podziwiam, że Ci się chce recenzować te nudne płyty.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)