Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2015

[Recenzja] Jethro Tull - "Minstrel in the Gallery" (1975)

Obraz
Na "Minstrel in the Gallery" zespół najwyraźniej wyciągnął wnioski ze swoich ostatnich dokonań. Po dwóch albumach składających się z jednego utworu oraz trzeciego, wypełnionego wyłącznie piosenkami standardowej długości, tym razem muzycy zaproponowali coś pomiędzy. Na longplay trafiły nagrania o bardzo zróżnicowanej długości. Zwykle trwające około pięciu minut, choć najdłuższy zbliża się do siedemnastu, a najkrótszy nie dociągnął nawet do czterdziestu sekund. Pod względem stylistycznym i brzmieniowym jest to natomiast swego rodzaju powrót do czasów "Aqualung". "Minstrel in the Gallery" przynosi dość podobną mieszankę folku, muzyki dawnej i hard rocka, a w instrumentarium znów większą rolę odgrywają flet i gitary akustyczne, przeplatające się z cięższymi riffami. Całkiem zniknęły zaś wprowadzone na późniejszych albumach instrumenty, jak saksofon czy syntezatory. Pewną nowością jest natomiast udział żeńskiego kwintetu smyczkowego, składającego się z czt

[Recenzja] Derek and the Dominos - "Layla and Other Assorted Love Songs" (1970)

Obraz
Od razu po zakończeniu nagrań na niezbyt udany solowy debiut Erica Claptona, lider i znaczna część tamtego składu wspomogli George'a Harrisona w tworzeniu słynnego albumu "All Things Must Pass". Sesje trwały od maja do października 1970 roku. W międzyczasie jeszcze bardziej zacieśniły się więzi Claptona z Carlem Radle'em, Jimem Gordonem, a zwłaszcza Bobbym Whitlockiem, który w tamtym czasie zamieszkał u gitarzysty. W wolnym czasie obaj muzycy często grywali razem jam sessions, podczas których powoli krystalizowały się nowe kompozycje. W końcu pojawił się pomysł stworzenia zespołu. Składu dopełnili oczywiście Radle i Gordon, a także gitarzysta Dave Mason, najbardziej znany z Traffic, z którym pozostała czwórka miała okazję współpracować już podczas trasy z Delaney & Bonnie, a następnie zetknęli się z nim podczas prac nad "All Things Must Pass". Kwintet zadebiutował na scenie już w czerwcu 1970 roku. Choć występ miał odbyć się pod nazwą Eric and the D

[Recenzja] Rory Gallagher - "Blueprint" (1973)

Obraz
"Blueprint" rozpoczyna nowy etap w twórczości Rory'ego Gallaghera. Po odejściu ze składu Wilgara Campbella - którego przerażały lotnicze podróże, przez co często odpuszczał koncerty - nowym perkusistą został Rod de'Ath, wcześniej członek angielskiej grupy bluesrockowej Killing Floor. Za jego namową Gallagher przyjął także innego muzyka tamtego zespołu, klawiszowca Lou Martina. Tym samym Irlandczyk po raz pierwszy stanął na czele czteroosobowego składu, porzucając sprawdzoną formułę power tria. Kwartet utrzymał się przez kolejne pięć lat, które były okresem największych sukcesów Rory'ego. Już "Blueprint" - zatytułowany tak od projektu wzmacniacza na specjalne zamówienie lidera, którego fragment widać na okładce - cieszył się całkiem sporym powodzeniem, dochodząc do 12. miejsca brytyjskiego notowania, a nawet zaznaczając swoją obecność na amerykańskiej liście, co nie udało się żadnemu z poprzedników, zatrzymując się na miejscu 147. Nie brzmi to może z

[Recenzja] Jethro Tull - "War Child" (1974)

Obraz
Jethro Tull już w pierwszej dekadzie działalności, po serii wzlotów zaliczył upadek. Problemy zaczęły się podczas niefortunnej sesji w Château d'Hérouville, pod koniec 1972 roku, gdy zespół nie był w stanie dokończyć nagrywanego tam albumu. Wkrótce potem zarejestrowano i wydano kontrowersyjny "A Passion Play", który co prawda świetnie się sprzedawał, ale recenzje w prasie były przeważnie bardzo krytyczne, a i dla wielu fanów był to rozczarowujący materiał. Porażką okazała się też trasa koncertowa, gdyż widownia nie była gotowa na występy rozpoczynające się od zagrania nowego albumu w całości i bez żadnych przerw. Był to bez wątpienia ciężki czas dla muzyków, a Ian Anderson rozważał nawet rozwiązanie zespołu. Wkrótce jednak zaangażował się w tworzenie kolejnego ambitnego projektu. Nowej muzyce miał towarzyszyć pełnowymiarowy film. W przedsięwzięcie zaangażowali się nawet ludzie z branży filmowej, na czele z Johnem Cleese'em z Monty Pythona, ale ostatecznie nie uda

[Recenzja] Eric Clapton - "Eric Clapton" (1970)

Obraz
Eric Clapton w drugiej połowie lat 60. należał do ścisłej czołówki najbardziej ekscytujących gitarzystów. To w znacznej mierze jego instrumentalny talent pomagał w sukcesach kolejnych składów, jakie współtworzył, począwszy od The Yardbirds i grupy Johna Mayalla, po Cream i Blind Faith. Po rozpadzie tego ostatniego zespołu dołączył do koncertowego składu duetu Delaney & Bonnie, tworzonego przez małżeństwo Bramlettów. To właśnie wtedy po raz pierwszy miał okazję współpracować z Bobbym Whitlockiem, Carlem Radle'em i Jimem Gordonem - muzykami, z którymi wkrótce potem stworzył słynny Derek & the Dominos. Wcześniej jednak Delaney Bramlett namówił Claptona na nagranie albumu solowego. Eponimiczny album nagrywany był pomiędzy listopadem 1969 a majem 1970 roku, a w sesji uczestniczyli m.in. Bramlettowie, Whitlock, Radle i Gordon, Stephen Stills (z Crosby, Stills & Nash), pianista Leon Russell czy saksofonista Bobby Keys (w tamtym czasie stały współpracownik The Rolling Ston

[Artykuł] Najciekawsze opakowania płyt winylowych

Obraz
W związku z obchodzonym dzisiaj Record Store Day (międzynarodowym dniem sklepów z płytami i płyt winylowych) postanowiłem opublikować listę najciekawszych okładek. Bynajmniej nie chodzi tutaj o same grafiki, a o najbardziej pomysłowe, oryginalne i niekonwencjonalne projekty. Kolejność chronologiczna.  1. The Beatles - "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" (1967) Beatlesi zrewolucjonizowali praktycznie wszystkie dziedziny muzycznego biznesu. Także okładki. Do połowy lat 60. były to tylko zwykłe opakowania, ze zdjęciem wykonawcy, jego nazwą, tytułem płyty, listą utworów i logiem wytwórni. Za sprawą Wspaniałej Czwórki stały zaczęły stawać się małymi dziełami sztuki, stanowiącymi integralną część albumu, tak samo ważną, jak zawartość muzyczna. Przełomowym wydawnictwem był "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" z 1967 roku, z okładką, której czas przygotowania i budżet znacznie wykraczały poza ówczesne standardy. Chociaż już samo okładkowe zdjęc

[Recenzja] Rory Gallagher - "Live in Europe" (1972)

Obraz
Po wydaniu dwóch solowych albumów, Rory Gallagher intensywnie koncertował po niemal całym cywilizowanym świecie. W tamtych czasach oznaczało to w praktyce tylko Amerykę Północną i Europę Zachodnią, a także Japonię i Australię, do których jednak Irlandczyk dotarł dopiero na późniejszych trasach. Szczególnie udane były europejskie występy, odbywające się przeważnie w małych klubach, w których najłatwiej było złapać dobry kontakt z publicznością. Właśnie w takich warunkach, wiosną 1972 roku, zarejestrowany został materiał na pierwszy koncertowy album Gallaghera. Na oryginalne winylowe wydanie "Live in Europe" trafiło w sumie siedem utworów, które zarejestrowano podczas dwóch występów we Włoszech, jednego w Wielkiej Brytanii oraz jednego w Niemczech. Kompaktowe wznowienia zawierają jeszcze dwa nagrania, prawdopodobnie pochodzące z tych samych koncertów. Co ciekawe i dość nietypowe, repertuar tego albumu w niewielkim stopniu pokrywa się z wcześniejszymi wydawnictwami. Każdy

[Recenzja] Stomu Yamashta / Steve Winwood / Michael Shrieve - "Go" (1976)

Obraz
Supergrupa Go to jedno z najbardziej niezwykłych przedsięwzięć w historii muzyki. Szyld ten połączył muzyków z różnych stron świata, których wcześniejsza twórczość niekoniecznie miała ze sobą wiele punktów stycznych. Byli to członkowie tak różnych grup, jak Traffic, Blind Faith, Santana, Tangerine Dream, Ash Ra Tempel czy Return to Forever. Inicjatorem tego przedziwnego spotkania był Stomu Yamash'ta, japoński perkusista i klawiszowiec. W pierwszych latach kariery działał przede wszystkim na polu jazzu i awangardy. Z czasem jednak postanowił zwrócić się w stronę muzyki na pograniczu fusion i rocka progresywnego. Słychać to już w jego wcześniejszych projektach z udziałem międzynarodowych składów: Come to the Edge (album "Floating Music", 1972) oraz East Wind (późniejszy o rok "Freedom Is Frightening", nagrany m.in. z pomocą Hugh Hoppera z Soft Machine). Jednak najbardziej fascynujący efekt osiągnął właśnie z Go, co przecież nie powinno dziwić, skoro towarzyszą

[Recenzja] Culpeper's Orchard - "Culpeper's Orchard" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 11/13 Skandynawska scena muzyczna w epoce klasycznego rocka nie zrodziła żadnego twórcy, który cieszyłby się międzynarodową rozpoznawalnością. Myliłby się jednak ten, co sądziłby, że nie działo się tam nic ciekawego. Wręcz przeciwnie: w każdym ze skandynawskich krajów działało kilka naprawdę godnych uwagi zespołów, obracających się najczęściej w bliskich rejonach rocka progresywnego. W samej Danii byli to przede wszystkim  Burnin Red Ivanhoe, Day of Phoenix, Pan, Secret Oyster, Thors Hammer czy chyba najbardziej z nich ceniony Culpeper's Orchard, któremu postanowiłem przyjrzeć się bliżej. Zespól - pierwotnie złożony ze śpiewających gitarzystów Cy Nicklina i Nielsa Henriksena, basisty Michaela Friisa oraz perkusisty Rodgera Bakera - wydał na początku lat 70. trzy albumy, z których najciekawszy jest eponimiczny debiut. Na kolejnych, "Second Sight" i "Going for a Song", muzycy zwrócili się w stronę dość zwyczajnego

[Recenzja] Jethro Tull - "A Passion Play" (1973)

Obraz
Następca "Thick as a Brick" miał być pierwszym albumem Jethro Tull nagranym poza ojczyzną muzyków. W tamtym czasie był to popularny sposób na uniknięcie płacenia wysokich podatków, jakie nakładał brytyjski rząd. Wybór padł na francuskie studio Château d'Hérouville, mieszczące się w XVIII-wiecznym pałacu nieopodal Paryża. Nagrywali tam już wcześniej m.in. tacy wykonawcy, jak Gong, Elton John czy Pink Floyd, bardzo chwaląc sobie to miejsce. Niestety, muzyków Jethro Tull spotkało tam wiele trudności, począwszy od problemów technicznych po zdrowotne. Ian Anderson określał później to studio jako Château d'Isaster , co dosłownie oznacza zamek lub pałac katastrofę. Zespół zdołał co prawda nagrać znaczną część planowanego albumu dwupłytowego - w sumie kilkanaście utworów o łącznym czasie trwania wystarczającym na zapełnienie trzech stron płyty winylowej - jednak muzycy nie byli zadowoleni z tego materiału. Po powrocie do Anglii zaczęli pracę od absolutnych podstaw, nag

[Recenzja] Rory Gallagher - "Deuce" (1971)

Obraz
"Deuce", drugi solowy album Rory'ego Gallaghera, ukazał się zaledwie pół roku po eponimicznym debiucie. Nagrania przebiegały sprawnie i szybko, ponieważ tym razem odbywały się bardziej spontanicznie, bez przesadnego dłubania przy poszczególnych utworach. Muzycy wchodzili do studia tuż przed lub zaraz po koncertach, aby zyskać podobny klimat i energię, jak podczas grania na żywo. Znaczna część materiału powstała w jednym podejściu, bez żadnych późniejszych dogrywek lub poprawek. Nawet wokal rejestrowano równolegle z muzyką, co nie było powszechnie przyjętą praktyką. Rezultatem jest album bardziej surowy od poprzedniego, oszczędniejszy brzmieniowo i aranżacyjnie, choć zdarzają się pewne wyjątki. Szkoda tylko, że występują pewne różnice w produkcji poszczególnych utworów i czasem zbyt słabo słychać niskie tony. Pod względem stylistycznym "Deuce" nie odbiega daleko od swojego poprzednika. Charakteryzuję się podobną różnorodnością. Oczywiście, podstawą większo

[Recenzja] John Mayall - "Moving On" (1973)

Obraz
"Jazz Blues Fusion" okazał się nie tylko jednym z najlepszych albumów Johna Mayalla, ale także jednym z jego największych sukcesów komercyjnych w Stanach. Muzyk wyciągnął właściwe wnioski i swój kolejny album, "Moving On", również zarejestrował na żywo. Ściślej mówiąc, cały materiał nagrano podczas jednego występu, 10 lipca 1972 roku w Los Angeles, a na repertuar złożyły się wyłącznie premierowe kompozycje lidera. W międzyczasie, tzn. od czasu rejestracji poprzedniego albumu, dość znacząco zmienił się skład: perkusistę Rona Selico zastąpił stary znajomy Mayalla, Keef Hartley, a ponadto doszło czterech nowych muzyków, doświadczonych jazzmanów: kontrabasista Victor Gaskin oraz saksofoniści Charles Owens, Fred Jackson i Ernie Watts. Tym samym zespół rozrósł się do dziesięciu muzyków, jako że w składzie wciąż byli obecni trębacz Blue Mitchell, saksofonista Clifford Solomon, gitarzysta Freddy Robinson oraz basista Larry Taylor. Z ich pomocą Mayall kontynuował stylis

[Recenzja] Jethro Tull - "Living in the Past" (1972)

Obraz
W 1972 roku grupa Jethro Tull miała za sobą już pięć lat sukcesów. Każdy z pięciu wydanych do tej pory albumów trafił do pierwszej dziesiątki brytyjskiego notowania, a dwa ostatnie - "Aqualung" i "Thick as a Brick" - odniosły tak wielki sukces także w Stanach. Nic dziwnego, że przedstawiciele wytwórni uznali, że to doskonały czas, aby podsumować dotychczasową działalność grupy składanką. Takie wydawnictwa przeważnie nic nie wnoszą, jedynie dublują materiał z regularnych albumów. W tym przypadku sytuacja przedstawia się nieco inaczej. "Living in the Past" to kompilacja utworów z singli (w większości niealbumowych), niepublikowanych wcześniej nagrań studyjnych i koncertowych, a także zawartości wydanej w 1971 roku EPki "Life Is a Long Song". Jest to zatem świetne uzupełnienie regularnych albumów. Niestety, niepozbawione wad. Każdy z pierwszych czterech albumów reprezentowany jest jednym utworem ("Thick as a Brick", z oczywistych wz

[Recenzja] Rory Gallagher - "Rory Gallagher" (1971)

Obraz
Rory Gallagher zyskał pewną popularność jako członek tria Taste. Dwa albumy zespołu - stricte bluesrockowy debiut oraz bardziej eklektyczny, zahaczający też o folk czy jazz "On the Boards" - pokazały go jako bardzo zdolnego gitarzystę, kompozytora i wokalistę. Gdy ze składu odeszła sekcja rytmiczna, wydawca namówił Gallaghera do kontynuowania kariery jako solista. Irlandczyk musiał tylko poszukać nowej sekcji rytmicznej. Odbył nawet kilka prób z Noelem Reddingiem i Mitchem Mitchellem, znanymi przede wszystkim ze współpracy z Jimim Hendrixem. Ostatecznie zdecydował się jednak na mało znanych instrumentalistów z Irlandii Północnej: basistę Gerry’ego McAvoya oraz perkusistę Wilgara Campbella. Szczególnie trafny okazał się wybór McAvoya, z którym Gallagher współpracował przez kolejne dwie dekady. Przez cały 1970 rok Rory komponował nowy materiał, dlatego gdy tylko skompletował nowy zespół, mógł od razu wejść do studia i zarejestrować swój solowy debiut. Sesja nagraniowa od

[Recenzja] John Mayall - "Jazz Blues Fusion" (1972)

Obraz
John Mayall najlepsze rezultaty osiągał nie wtedy, gdy z nowym materiałem wchodził do studia, lecz wtedy, gdy rejestrował go na żywo. Wystarczy przypomnieć przełomowy "The Turning Point". Artysta powrócił do tego rozwiązania kilka lat później. W drugiej połowie 1971 roku zebrał nowy, znacznie rozbudowany skład. Oprócz basisty Larry'ego Taylora, z którym współpracował już od paru dobrych lat, zaangażował muzyków o przede wszystkim jazzowym doświadczeniu: dość znanego trębacza Blue Mitchella, saksofonistę Clifforda Solomona i gitarzystę Freddiego Robinsona, a także perkusistę Rona Selico znanego z występu na "Hot Rats" Franka Zappy. Sekstet wyruszył w trasę po Stanach Zjednoczonych, prezentując głównie premierowe kompozycje lidera. Część występów została zarejestrowana, a ich fragmenty - z 18 listopada w Bostonie oraz 3 i 4 grudnia w Nowym Jorku - trafiły na album o wiele mówiącym tytule "Jazz Blues Fusion: Performed and Recorded Live in Boston and New