Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2015

[Recenzja] Jethro Tull - "Thick as a Brick" (1972)

Obraz
Po wydaniu "Aqualung", przez wielu postrzeganego jako album koncepcyjny, Jethro Tull zaczął być zaliczany do nurtu rocka progresywnego. Ku niezadowoleniu wielu osób, w tym samego Iana Andersona. W zasadzie trudno się temu dziwić. Jethro Tull niewątpliwe był zespołem progresywnym w dosłownym znaczeniu - jego inspiracje od samego początku wybiegały poza rockowy idiom, a niektóre kompozycje wykraczały poza przyjęte schematy. Jednak z drugiej strony, dokonania grupy do tamtego momentu niewiele tak naprawdę miały wspólnego z bombastyczną twórczością Yes, Genesis czy Emerson, Lake & Palmer. Wręcz przeciwnie, cechowały się raczej prostotą i bezpretensjonalnością. Anderson, znany ze swojego humoru, postanowił w przewrotny sposób wykpić zaliczanie jego zespołu do nurtu, z którym się nie utożsamiał. Kolejny album, "Thick as a Brick" miał być parodią rocka progresywnego, na którym przerysowane zostaną te cechy prog-rockowych grup, do których faktycznie można mieć zast

[Recenzja] Taste - "Live at the Isle of Wight" (1971)

Obraz
Irlandzkie trio Taste zaliczyło obecność na jednym z największych festiwali muzycznych przełomu lat 60. i 70. - brytyjskim Isle of Wight Festival 1970. W trakcie pięciodniowej imprezy na scenie zaprezentowało się kilkudziesięciu wykonawców, w tym m.in. Jimi Hendrix, Miles Davis, The Doors, The Who, Jethro Tull, Ten Years After, Free czy Emerson, Lake and Palmer. Natomiast publiczność była jeszcze liczniejsza niż na słynnym Woodstocku rok wcześniej. Według szacunków koncerty oglądało od sześciuset do siedmiuset tysięcy widzów. Największe gwiazdy wystąpiły podczas ostatnich dwóch dni. Trio Rory'ego Gallaghera nie miało aż takiej renomy, więc występ odbył się trzeciego dnia, w piątek 28 sierpnia. Muzycy grali o dość wczesnej porze, przy dziennym świetle, gdy na terenie festiwalu nie było jeszcze największych tłumów. Pomimo tego dali autentycznie porywający występ. Już w następnym roku fragmenty koncertu Taste trafiły na album "Live at the Isle of Wight". Brzmienie jes

[Recenzja] John Mayall - "Thru the Years" (1971)

Obraz
O tym wydawnictwie wspominałem już w recenzji "Looking Back". "Thru the Years" to kolejna kompilacja zbierająca wyłącznie niealbumowe nagrania Johna Mayalla z czasów współpracy z Deccą. Jednak tym razem repertuar w mniejszym stopniu bazuje na utworach wydanych wcześniej na singlach, a bardziej na zupełnie premierowym materiale. Ponownie cofamy się w czasie do najwcześniejszych sesji Mayalla, któremu towarzyszyli wówczas John McVie na basie, Bernie Watson lub Roger Dean na gitarze oraz Martin Hart lub Hughie Flint na bębnach. Na "Looking Back" znalazły się strony B dwóch pierwszych singli, tutaj natomiast zamieszczono kawałki ze stron A: "Crawling Up a Hill" i "Crocodile Walk". Zaskakująco niewiele w nich bluesa, przypominają raczej kawałki ówczesnych grup rockowych. Zapewne na taki materiał naciskał wydawca. To fajna ciekawostka dla fanów, ale nie jest to zbyt interesujące granie. Trochę lepiej, bo bardziej bluesowo, prezentuje się

[Recenzja] Jethro Tull - "Aqualung" (1971)

Obraz
Jethro Tull od początku kariery odnosił spore sukcesy komercyjne. Gdyby jednak zespół zakończył działalność po wydaniu trzech pierwszych albumów, dziś miałby status podobny do, powiedzmy, Atomic Rooster czy East of Eden. Byłby to zatem zespoł kultowy w pewnych, niewielkich kręgach, ale obecnie kompletnie nieznany wśród przypadkowych słuchaczy, całkowicie ignorowany przez mainstreamowe media. Jednak czwarty album zespołu to prawdziwy kanon muzyki rockowej. Co ciekawe, jeśli patrzeć wyłącznie na notowania sprzedaży, "Aqualung" wcale nie był największym sukcesem grupy. W rodzimej Wielkiej Brytanii doszedł do 4. miejsca, a więc niżej od dwóch poprzedzających go albumów, natomiast w Stanach osiągnął 7. pozycję, który to wynik pobiły trzy kolejne longplaye. A jednak to właśnie "Aqualung" na przestrzeni lat sprzedał się w największej ilości egzemplarzy, w samych Stanach pokrywając się trzykrotną platyną. Przyniósł też kilka hitów, bez których już nie mógł obyć się żade

[Recenzja] Taste - "On the Boards" (1970)

Obraz
Drugi album irlandzkiego Taste ukazał się niespełna rok po debiucie. A mimo to słychać tu pewien postęp. Rory Gallagher poczuł się o wiele pewniej jako kompozytor i tym razem wszystkie utwory stworzył samodzielnie. Nie musiał już sięgać do repertuaru innych twórców, ponieważ sam miał wiele do zaoferowania. Napisany przez niego materiał już nie trzyma się tak kurczowo bluesrockowych patentów, jak miało to miejsce na debiucie. Irlandczyk miał o wiele szersze horyzonty muzyczne i dał tu tego wyraz, niejednokrotnie daleko oddalając się od bluesa w jakiejkolwiek postaci. "On the Boards" to album bardzo eklektyczny, zawierający utwory w różnych stylistykach, a jego brzmienie wykracza poza to najbardziej podstawowe instrumentarium. Uwagę przyciąga już otwieracz - bardzo energetyczny i całkiem chwytliwy "What's Going On", z nośnym riffem, fajnymi zwolnieniami oraz świetną, choć bardzo treściową solówką Gallaghera. Wolniejszy "Railway and Gun" to utwór n

[Recenzja] John Mayall - "Back to the Roots" (1971)

Obraz
Tytuł "Back to the Roots" niejako zdradza czego spodziewać się po tym albumie. John Mayall najwyraźniej zatęsknił za perkusją i ostrzejszymi gitarami, bo oba te elementy pojawiają się w większości utworów na tym podwójnym longplayu. Co więcej, często odpowiadają za nie dawni współpracownicy Mayalla. W sumie w nagraniach wzięło udział jedenastu muzyków, występujących tu w przeróżnych konfiguracjach. Lider samodzielnie wykonał wszystkie partie wokalne, klawiszowe i na harmonijce, a także niektóre gitarowe. Przeważnie towarzyszy mu basista Larry Taylor, choć w jednym utworze jego rolę przejął Steve Thompson. Na perkusji na zmianę grają Keef Hartley lub Paul Lagos, choć zdarzają się też nagrania bez bębnów. Zazwyczaj pojawia się też od jednego do trzech gitarzystów - zwykle są to Harvey Mandel, Mick Taylor i Eric Clapton, rzadziej Jerry McGee. Brzmienie czasem dopełniają skrzypce Sugarcane'a Harrisa i/lub dęciaki Johna Almonda. Z tych wszystkich muzyków jedynie Lagos i M

[Recenzja] Jethro Tull - "Benefit" (1970)

Obraz
"Benefit" miał sporo pecha. Ukazał się tuż po przełomowym "Stand Up" i chwilę przed dwoma najbardziej cenionymi albumami Jethro Tull, "Aqualung" oraz "Thick as a Brick". Z tego właśnie powodu album często oceniany jest nieco niżej. Niby wymieniany jest wśród tej lepszej części dyskografii zespołu, ale zwykle z pewną rezerwą. Zupełnie niesłusznie. To faktycznie jest jedno z najlepszych wydawnictw grupy, potwierdzające zdolność Iana Andersona do pisania wyrazistych utworów, aczkolwiek tym razem nieco bardziej surowych aranżacyjnie, bez niepotrzebnych ozdobników. Ponadto to właśnie "Benefit" jest tym longplayem, na którym styl zespołu wyraźnie okrzepł. Muzycy całkowicie oddalili się już od swoich bluesowych korzeni, proponując całkiem spójną mieszankę folku i hard rocka. A lider w końcu gra na flecie i śpiewa w taki sposób, że trudno go z kimkolwiek pomylić. Podstawowy skład nie zmienił się od czasu "Stand Up", aczkolwie

[Recenzja] Taste - "Taste" (1969)

Obraz
W drugiej połowie lat 60. ogromną popularnością cieszyła się muzyka bluesrockowa, czyli rock mocno osadzony w bluesie, tudzież blues grany z rockową mocą. Tego typu granie przyjęło się przede wszystkim w Wielkiej Brytanii oraz Stanach Zjednoczonych. To właśnie z tych krajów pochodzi większość tych najsłynniejszych przedstawicieli stylu, by wspomnieć tylko o takich muzykach i zespołach, jak John Mayall, Paul Butterfield, Jimi Hendrix, Cream, Jeff Beck, The Allman Brothers Band, Fleetwood Mac, Ten Years After, Free czy Led Zeppelin. Jednak także w innych krajach zdarzali się wybitni przedstawiciele, by wspomnieć tylko o pochodzącym z Irlandii Rorym Gallagherze - bardzo utalentowanym gitarzyście i kompozytorze, ale też niezłym wokaliście. W latach 70. cieszył się całkiem sporym uznaniem, a jego solowe albumy odnosiły komercyjne sukcesy, o które wcale nie zabiegał. Był też rozważany jako następca Ritchiego Blackmore'a w Deep Purple, a propozycję zastąpienia Micka Taylora w The Rol

[Recenzja] John Mayall - "USA Union" (1970)

Obraz
John Mayall przeprowadził się do Stanów pod koniec lat 60. Zamieszkał w Kalifornii, w pobliżu Laurel Canyon. Fascynację tym miejscem wyraził już wcześniej w tytule jednego ze swoich albumów, "Blues from Laurel Canyon". Wkrótce zebrał nowy skład, złożony wyłącznie z amerykańskich instrumentalistów. Znaleźli się wśród nich dwaj byli członkowie bluesrockowego Canned Heat, gitarzysta Harvey Mandel i basista Larry Taylor (ten drugi zaliczył już wcześniej gościnny występ na albumie "Empty Rooms"), a także grający na skrzypcach Don "Sugarcane" Harris, znany przede wszystkim ze współpracy z Frankiem Zappą. Konsekwentnie zabrakło w składzie perkusisty, gdyż lider miał dość ciągłych zmian na tym stanowisku (tylko w latach 1966-68 zajmowali je kolejno Hugh Flint, Aynsley Dunbar, Micky Waller, Mick Fleetwood, Keef Hartley, Jon Hiseman i Colin Allen). Nagranemu przez ten kwartet "USA Union" zdecydowanie bliżej do "The Turning Point" niż "

[Recenzja] Flower Travellin' Band - "Satori" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 10/13 Japonia już w latach 70. miała bogatą scenę muzyczną. Działało tam wiele zespołów i wykonawców, którzy upodobali sobie sobie przede wszystkim takie gatunki, jak rock czy jazz, we wszystkich chyba odmianach. Niestety, większość z nich ograniczała się do kopiowania wzorców z muzyki północnoamerykańskiej oraz europejskiej, przeważnie nie zbliżając się nawet do poziomu tych najlepszych. Niektórzy jednak próbowali łączyć zachodnie wzorce z elementami japońskich tradycji muzycznych. Do nich właśnie zalicza się grupa Flower Travellin' Band, założona w 1970 roku przez muzyków posiadających już pewne doświadczenie. Głównie w odgrywaniu cudzych kompozycji. Na szybko skompletowany debiut "Anywhere" również składał się praktycznie z samych przeróbek, w tym zupełnie nieodkrywczych wersji "Black Sabbath" Black Sabbath i "21st Century Schizoid Man" King Crimson, czy bluesowego standardu "Louisiana Blues&

[Recenzja] Jethro Tull - "Stand Up" (1969)

Obraz
Pierwszym następcą Micka Abrahamsa został David O'List z właśnie rozwiązanego The Nice. Pomimo kilku wspólnych koncertów, nie zdecydował się dołączyć na stałe. Ofertę przyłączenia do Jethro Tull odrzucili także Mike Taylor z grupy Johna Mayalla oraz Steve Howe, późniejszy gitarzysta Yes. Przyjął ją natomiast młody, nikomu wówczas nie znany Tony Iommi. I on nie zagrzał długo miejsca w zespole. Można go za to zobaczyć w koncertowym filmie "The Rolling Stones Rock and Roll Circus" podczas segmentu Jethro Tull, choć wartość tego występu obniża fakt grania z playbacku. Młodemu gitarzyście nie odpowiadała atmosfera w zespole, a szczególnie zachowanie dystansującego się od reszty zespołu Iana Andersona, więc wrócił do swoich przyjaciół z grupy Earth, która niedługo zmieniła nazwę na Black Sabbath. Jego miejsce w Jethro Tull zajął Martin Barre - gitarzysta o stylu i podejściu znacznie bardziej pasujący do wizji Andersona niż jego poprzednicy. To zresztą własnie Barre okazał

[Recenzja] Colosseum - "Live" (1971)

Obraz
Nieustanne koncertowanie, z przerwami na sesje nagraniowe, zmęczyło muzyków Colosseum do tego stopnia, że podjęli decyzję o zakończeniu działalności. Na pocieszenie przygotowali jeszcze jedno wydawnictwo. "Live", czasem nazywany "Colosseum Live", zgodnie z tytułem przynosi nagrania koncertowe. Cały materiał na ten dwupłytowy album został zarejestrowany podczas dwóch występów: 18 marca 1971 roku na Manchester University oraz dziewięć dni później w klubie Big Apple w Brighton. Jon Hiseman, Dick Heckstall-Smith, Dave Greenslade, Clem Clempson, Chris Farlowe i Mark Clarke promowali wówczas wydany pod koniec poprzedniego roki album "Daughter of Time" - najsłabszy z dotychczasowej dyskografii. Jednak na żywo sekstet wypadł nieporównywalnie lepiej. Ciekawy, a przy tym naprawdę niegłupi jest już sam dobór repertuaru. Nie ma ani jednego utworu z "Daughter of Time", podobnie jak i z poprzedzającego go "Valentyne Suite", natomiast debiutanc

[Recenzja] John Mayall - "Empty Rooms" (1969)

Obraz
Koncerty nowego zespołu Johna Mayalla cieszyły się dużym powodzeniem, podobnie jak podsumowująca je koncertówka "The Turning Point". Był to nie tylko komercyjny, ale także artystyczny sukces. Nic dziwnego, że lider postanowił zabrać ten skład do studia i nagrać studyjny album bez perkusji oraz gitarowych solówek. Niestety, rezultat tej sesji, longplay "Empty Rooms", przynosi spore rozczarowanie. Zaletami "The Turning Point" były świetny materiał oraz fantastyczne wykonanie przez dobrze ze sobą współpracujący kwartet. Tutaj kompozycje są znacznie mniej ciekawe. Na ogół są to bardzo proste, schematyczne piosenki, stylistycznie utrzymane gdzieś na pograniczu akustycznego bluesa, country, folku i łagodnego rocka. Co gorsze, są to zupełnie niecharakterystyczne piosenki.  Jest to też znacznie mniej zespołowe granie. Pierwszoplanową postacią jest tu Mayall, natomiast udział gitarzysty Jona Marka, basisty Steve'a Thompsona oraz odpowiadającego za dęciak

[Recenzja] Jethro Tull - "This Was" (1968)

Obraz
Na przestrzeni ostatnich trzech lat opisałem już dyskografie takich zespołów, jak Pink Floyd, King Crimson, Genesis, trio Emerson, Lake & Palmer czy Yes. Pora zatem na przybliżenie dokonań ostatniego przedstawiciela tzw. wielkiej szóstki rocka progresywnego (która tak naprawdę powinna być co najmniej ósemką, uwzględniającą także Gentle Giant i Van der Graaf Generator). Zaliczanie do niej Jethro Tull często wywołuje pewne kontrowersje. I faktycznie, jeśli pod pojęciem rocka progresywnego rozumieć określony sposób grania, będący wypadkową dokonań pięciu grup wymienionych w pierwszym zdaniu, to nie więcej niż dwa albumy z bogatej dyskografii brytyjskiego zespołu dają się tak sklasyfikować. Jednak w rzeczywistości rock progresywny nie jest konkretną stylistyką, a nurtem, którego przedstawiciele próbowali poszerzyć granice rocka. To właśnie robił Jethro Tull, mieszając rock z elementami brytyjskiego folku oraz muzyki dawnej. Tyle tylko, że nie na swoim debiutanckim albumie "Th

[Recenzja] Colosseum - "Daughter of Time" (1970)

Obraz
"Daughter of Time" powszechnie uznawany jest za najsłabszy album Colosseum z pierwszego okresu działalności. Całkowicie podzielam takie opinie. Całość sprawia wrażenie przygotowanego na szybko zbioru kawałków z różnych sesji nagraniowych, uzupełnionym zarejestrowaną na żywo solówką perkusyjną. Trochę przypomina to zeppelinową "Codę", pomimo że materiał pochodzi ze znacznie krótszego okresu. Był to jednak dość burzliwy czas dla zespołu. Najstarszy w tym zestawie, właśnie ów koncertowy utwór, został zarejestrowany prawdopodobnie jeszcze z udziałem oryginalnego basisty Tony'ego Reevesa (choć jego nazwisko nie pojawiło się na okładce albumu). Do studia zespół wszedł już jednak z dwoma nowymi muzykami: wokalistą Chrisem Farlowe'em oraz basistą Louisem Cennamo. Zanim jednak nagrania dobiegły końca, ten ostatni zdecydował się przejść do bluesrockowego Steamhammer, a jego miejsce zajął późniejszy członek Uriah Heep, Mark Clarke. W nagraniach uczestniczyło też w