[Recenzja] Badger - "One Live Badger" (1973)



Cykl "Trzynastu pechowców" - część 8/13

Badger powstał po koniec 1972 roku z inicjatywy grającego na klawiszach Tony'ego Kaye'a oraz basisty Davida Fostera. Pierwszy z nich nieco ponad rok wcześniej wcześniej opuścił grupę Yes, z którym nagrał trzy pierwsze albumy. Drugi także miał z nią powiązania - jest współautorem dwóch utworów z albumu "Time and a Word", w których gościnnie wystąpił (w tytułowym zagrał na gitarze akustycznej, w "Sweet Dreams" udzielał się wokalnie), zaś wcześniej występował z Jonem Andersonem w grupie The Warriors. Do tej dwójki wkrótce dołączył perkusista Roy Dyke, znany z Ashton, Gardner & Dyke. On z kolei ściągnął gitarzystę Briana Parrisha, wcześniej członka Parrish & Gurvitz. Jedne z pierwszych występów Borsuka odbyły się w dniach 15-16 grudnia 1972 roku w londyńskim Rainbow Theatre, w roli supportu Yes. Ówczesna trasa Yes była rejestrowana na potrzeby planowanej koncertówki - wydanej w następnym roku jako "Yessongs". Nie inaczej było w przypadku tych występów, których fragmenty trafiły na wspomniany album. Przy okazji zarejestrowano też występ Badger.

Początkowo nie planowano wydawać tego materiału, tylko odłożyć to na później. Nagrania okazały się jednak na tyle dobre, że postanowiono je wydać jako pełnoprawny debiut grupy. Na płytę "One Live Badger" złożyły się fragmenty obu występów. Konieczne było też dokonanie paru poprawek ze względu na techniczne problemy. Przy okazji postarano się o jak najdokładniejsze wyciszenie odgłosów publiczności. W produkcję albumu zaangażowany był Jon Anderson, który postanowił dograć też własne chórki do jednego z utworów, "On the Way Home". Całości dopełniła grafika Rogera Deana, autora wielu okładek Yes (aczkolwiek nie albumów nagranych z Kaye'em). Ze względu na te liczne powiązania ze słynniejszą grupą. twórczość Badger jest zwykle zaliczana do rocka progresywnego. Pomimo pewnych podobieństw do wczesnego Yes, np. w kwestii brzmienia czy zbliżonej melodyki, jest to jednak inna muzyka, nie mająca wiele wspólnego z rockiem progresywnym. Poszczególne utwory są dość długie - wszystkie, poza jednym, trwają około siedmiu minut - jednak bardziej prostolinijne, nieprzypominające wielowątkowych kompozycji Yes. Mają bardziej piosenkowy charakter, a wydłużają je długie solówki Parrisha i Kaye'a. Gitarzysta gra zresztą w znacznie bardziej blues- czy nawet hardrockowy sposób od Steve'a Howe'a, nawet nie zbliżając się do jego finezji. To samo można powiedzieć o grze sekcji rytmicznej. Oczywiście, zabrakło też tak rozpoznawalnego wokalisty, jak Anderson. Dzielący się śpiewem Parrish i Foster wypadają przyzwoicie, ale nic ponadto.

Na repertuar "One Live Badger" złożyło się sześć utworów, czyli wszystkie, jakimi zespół w tamtym czasie dysponował. Połowa materiału została skomponowana przez gitarzystę jeszcze przed powstaniem Badger, na drugi album Parrish & Gurvitz (już wtedy nagrany, ale wydany dopiero po latach). Jednak jedynie "The Preacher" został podpisany jego nazwiskiem, zaś wszystkie pozostałe są sygnowane przez cały zespół. Materiał jest bardzo spójny stylistycznie i brzmieniowo, aczkolwiek w poszczególnych utworach nieco inaczej rozłożone są akcenty. Całkiem sprytnie ułożono też tracklistę - to, co najlepsze, dając na początek i - zwłaszcza - na koniec. Bardzo fajnie wypada otwieracz "Wheel of Fortune" z dość wyrazistym motywem, fajnie bujającą sekcją rytmiczną oraz długimi solówkami na gitarze, basie i organach. Subtelniejszy, ale nie całkiem balladowy "Fountain" również zwraca uwagę partiami solowymi Parrisha oraz grającego tym razem na syntezatorze Kaye'a. Nieco słabszy środek albumu to banalne "Wind of Change" i "River", aczkolwiek pierwszy z nich ratuje fajna część instrumentalna. Całkiem przyjemnie wypada natomiast najkrótszy w zestawie "The Preacher", który ma nawet pewien potencjał komercyjny (kompletnie zmarnowany, bo kawałek nie wyszedł na singlu). Najbardziej porywająco wypada jednak finałowy "On the Way Home", z wyjątkowo ciężkim riffem, świetnymi popisami solowymi i najbardziej wyrazistą, zapadającą w pamięć melodią.

Pomimo bardzo dobrego przyjęcia przed koncertami Yes, a także późniejszych występów m.in. u boku Black Sabbath, Gentle Giant i Groundhogs, "One Live Badger" kompletnie przepadł w notowaniach. Wkrótce doszło też do rozpadu oryginalnego składu, gdy kolejno opuścili go Parrish i Foster. Kaye i Dyke zdecydowali się kontynuować działalność, przyjmując nowych muzyków: basistę Kima Gardnera (kolejnego byłego członka Ashton, Gardner & Dyke), gitarzystę Paula Pilnicka, a także wokalistę Jackiego Lomaxa. Odświeżony zespół zarejestrował studyjny album "White Lady" (1974), na którym gościnnie wystąpił nawet Jeff Beck. Wypełniły go jednak przeciętne utwory o wyraźnie soulowym zabarwieniu. Przede wszystkim brakuje w nich energii i przyciągających uwagę popisów instrumentalnych, co udało się doskonale uchwycić w koncertowych nagraniach pierwszego składu. Drugi longplay również nie przyniósł komercyjnego sukcesu, a grupa wkrótce przestała istnieć. Pozostawiła po sobie przynajmniej jedno warte poznania wydawnictwo, którym jest oczywiście koncertowy "One Live Badger".

Ocena: 7/10



Badger - "One Live Badger" (1973)

1. Wheel of Fortune; 2. Fountain; 3. Wind of Change; 4. River; 5. The Preacher; 6. On the Way Home

Skład: Brian Parrish - gitara, wokal (1,4-6); Tony Kaye - instr. klawiszowe; David Foster - gitara basowa, wokal (2,3); Roy Dyke - perkusja
Gościnnie: Jon Anderson - dodatkowy wokal (6)
Producent: Jon Anderson, Geoffrey Haslam i Badger


Komentarze

  1. Świetne improwizacje Kaye'a na klawiszach i jego współpraca z gitarą to moim zdaniem główna zaleta tej płyty. Także sekcja rytmiczna brzmi tutaj rewelacyjnie a solo gitarowe Parrisha w "Fountain" naprawdę robi wrażenie. Oprócz wczesnego Yes słychać tu także Pink Floyd z okresu "Meddle", Manfred Mann Earthband z czasu "The Roaring Silence" a nawet ..Grand Funk Railroad.

    Według mnie wokal jest ok ale mógłby być lepszy, śpiewany bardziej osobiście i z" feeling'iem", wtedy ten album zasługiwałby na perfekcyjną notę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znałem wcześniej tej płyty, dzięki za polecenie!

    To jest naprawdę dobry materiał, w gruncie rzeczy bardzo pod Yes i szkoda, że nie nagrano go w ramach macierzystej kapeli Kaye'a, bo chociaż muzycy Badger robią dobre wrażenie, to jednak brakuje im wyobraźni Billa Bruforda, czy Steve'a Howe, którzy w takiej stylistyce (lekko jazzujący prog) czuli się naprawdę znakomicie. Gdyby te piosenki zostały wzbogacone o pomysły Squire'a i Andersona mogłoby z tego wyjść coś nie gorszego niż The Yes Album, a przy tym równie oryginalnego (niestety największym minusem One Live Badger jest to, że nie jest zbyt charakterystyczna). Trochę szkoda, ale i tak jest bardzo fajnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024