[Recenzja] The Beatles - "Please Please Me" (1963)



Wpływ The Beatles na całą późniejszą muzykę jest niezaprzeczalny. Był to bez wątpienia jeden z najbardziej kreatywnych i inspirujących zespołów w dziejach rocka. Ale nie na swoich wczesnych albumach, które z dzisiejszej perspektywy nie są - eufemistycznie mówiąc - zbyt imponujące. To tylko zbiory prostych, naiwnych piosenek, utrzymanych na pograniczu popu i rock and rolla. Czasem mających sporo uroku, ale zwykle banalnych i rażących archaizmem. Muzyka rockowa rozwijała się w tamtym czasie tak dynamicznie, że już po dwóch, trzech latach te wczesne dokonania Beatlesów bardzo mocno się zestarzały. Szczególnie dotyczy to debiutanckiego "Please Please Me".

Album wypełnia czternaście piosenek, w tym aż osiem własnych (podpisanych nazwiskami Johna Lennona i Paula McCartneya, którzy umówili się, że zawsze będą wspólnie podpisywać swoje kompozycje, nawet jeśli faktycznie tylko jeden z nich za nie odpowiada). Napisałem "aż", ponieważ w tamtym czasie granie własnych kawałków przez wykonawców pop wcale nie było takie częste. Popularny mit na temat "Please Please Me" głosi, że cały materiał został zarejestrowany w ciągu jednej, trzynastogodzinnej sesji, 11 lutego 1963 roku. W rzeczywistości cztery utwory zostały nagrane wcześniej ("Love Me Do" i "P.S. I Love You" z debiutanckiego singla we wrześniu, a "Please Please Me" i "Ask Me Why" z drugiego singla w październiku 1962 roku), a 20 lutego producent George Martin dograł partie instrumentów klawiszowych. W Stanach album został wydany z inną okładką, pod tytułem "Introducing... The Beatles" i bez utworów z drugiego singla.

"Please Please Me" zawiera kilka przyjemnych momentów, jak energetyczny otwieracz "I Saw Her Standing There", urocze przeboje "Love Me Do" i "Please Please Me", a przede wszystkim zadziorny "Twist and Shout" (oryginalnie wykonywany przez grupę Top Notes, muzycy oparli się jednak na późniejszej wersji The Isley Brothers), który brzmi już prawdziwe rockowo za sprawą zachrypniętego głosu Lennona, będącego efektem całodziennej sesji nagraniowej. Dzięki dobrym melodiom i sporej dawce młodzieńczej energii, wszystkich tych kawałków słucha się bardzo przyjemnie, mimo niewątpliwej naiwności i archaiczności. Za to te dwa ostatnie elementy stają się irytujące w pozostałych piosenkach, którym po prostu brak wyrazistości i czegokolwiek wartego zapamiętania.

"Please Please Me" osiągnął ogromny sukces komercyjny, docierając na szczyt brytyjskiego notowania płyt długogrających, ale z perspektywy czasu można określić go jako niepozorny debiut, który w żadnym wypadku nie zapowiadał późniejszej wielkości The Beatles. Raczej kolejną grupę, która wyda kilka przebojowych singli i szybko zakończy swój żywot.

Ocena: 5/10



The Beatles - "Please Please Me" (1963)

1. I Saw Her Standing There; 2. Misery; 3. Anna (Go to Him); 4. Chains; 5. Boys; 6. Ask Me Why; 7. Please Please Me; 8. Love Me Do; 9. P.S. I Love You; 10. Baby It's You; 11. Do You Want to Know a Secret; 12. A Taste of Honey; 13. There's a Place; 14. Twist and Shout

Skład: John Lennon - wokal, gitara i harmonijka; Paul McCartney - wokal i gitara basowa; George Harrison - gitara i wokal, Ringo Starr - perkusja, instr perkusyjne i wokal
Gościnnie: George Martin - pianino (2), czelesta (10); Andy White - perkusja (8), instr. perkusyjne (9)
Producent: George Martin


Komentarze

  1. Dobry debiut. Garść rock and rollowych klasyków i kilka własnych kompozycji. Wszystko przyjemnie zagrane. Ot taka radiowa płytka. Ocena 7/10 za kilka gorszych utworów :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze miałem problem z takimi płytami, jak debiut Presley'a, dużo płyt z dyskografii Sinatry, wszystkie utwory R. Johnsona, Ramones (tu akurat się z Tobą zgadzam, fatalny zespół), czy właśnie Beatlesi do "Rubber Soul". Niby jest gdzieś z tyłu głowy, że to bardzo ważna płyta, a w większości staroświecko brzmi przez datę wydania, ale często piosenki brzmią tak podobnie, że można dostać siwizny ;) Tutaj gdyby nie "T&S" (choć bez wokalu Lennona też mogłoby być różnie) i w mniejszym stopniu single byłoby mocno przeciętnie. Dla mnie 6/10.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na tle muzyki z lat 1962-63 ta płyta akurat się wyróżnia - rock'n'roll w takiej postaci był już na wymarciu i szansa, że Beatlesi w ogóle wzbudzą zainteresowanie takim materiałem, była nikła. Tak więc olbrzymi sukces tej płyty i towarzyszących singlów już był lekką sensacją. To co było potem - to już historia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żałosna ocena, żałosna recenzja. Z perspektywy XXI wieku owszem może to nie był genialny debiut (wg mnie najlepszy w historii poza Led Zepp i Black). Ale tak samo można się zastanawiać po co ci kompozytorzy jak da Palestrina czy Gomółka pisali swoje utwory skoro potem był Bach, Haendel, itp.? Dlatego, że na tym etapie rozwoju muzyki to był szczyt. I tak właśnie w tym 1963 album "Please, please me" był szczytem muzyki popularnej, nie spotykanym wcześniej. A jeśli ktoś tego nie rozumie to jego sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na debiucie Beatlesów nie ma niczego nowatorskiego - podobnie grających wykonawców było wtedy wielu, tylko o większości z nich mało kto dziś pamięta. A i istniało już mnóstwo muzyki rozrywkowej na znacznie wyższym poziomie (jazz, blues), więc żaden szczyt to nie był. Materiał bardzo szybko się zestarzał. Taka recenzja mogłaby powstać już w 1965 roku. Więc naprawdę nie ma czego bronić. Beatlesi dopiero na późniejszych wydawnictwach zrobili coś istotnego dla muzyki.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024