[Recenzja] Soundgarden - "Badmotorfinger" (1991)
Jak każdy słuchający rocka nastolatek, na początku swojej muzycznej drogi przechodziłem fascynację Nirvaną. Kilka lat później największym uwielbieniem darzyłem Pearl Jam. Dziś jednak z zespołów grunge'owych najbardziej cenię Alice in Chains i Soundgarden. Choć w przypadku tego drugiego, nigdy nie udało mi się przekonać do jego najwcześniejszych dokonań (debiutanckiego "Ultramega OK" i jego następcy, "Louder Than Love"). Dla mnie Soundgarden zaczyna się od trzeciego albumu, "Badmotorfinger". Zresztą dla samego zespołu także było to przełomowe wydawnictwo, po którego premierze został zauważony w muzycznym świecie. Na tle wcześniejszej twórczości, "Badmotorfinger" wyróżnia się na pewno lepszym, mocniejszym brzmieniem. Ale przede wszystkim, muzycy rozwinęli się jako kompozytorzy. Takie utwory, jak "Rusty Cage", "Outshined", "Slaves & Bulldozers", "Jesus Christ Pose" czy "Holy Water" f