[Recenzja] Metallica - "Load" (1996)



Muzycy Metalliki nie śpieszyli się z nagraniem następcy "Czarnego albumu". Gdy już jednak weszli do studia, nagrali tyle materiału, że wystarczyło go na dwa wypełnione po brzegi longplaye. "Load" to pierwszy z nich. Czternaście utworów i prawie równie osiemdziesiąt minut muzyki. Muzyki, która zdecydowanie nie przypadła do gustu wszystkim, którzy liczyli na powrót do cięższego brzmienia. Zespół postawił na rozwój i kontynuowanie drogi obranej na poprzednim wydawnictwie. Członkowie zespołu chłonęli wszelkie nowości w ciężkim graniu i dlatego wyraźnie słychać tu naleciałości grunge'owe (raczej z okolic Alice in Chains i Soundgarden, niż Nirvany i Pearl Jam) i stonerowe, ale muzycy dali też wyraz swojej fascynacji southern rockiem.

Wbrew powszechnym opiniom na albumie nie brakuje ciężaru (choć nie jest to już thrashowy ciężar), czego dowodem takie utwory, jak np. "2 X 4", "The House Jack Built", "King Nothing" i "Cure". Za to zdecydowanie więcej tu luzu, czego przykładem takie kawałki, jak "Ain't My Bitch" czy "Poor Twisted Me", w których pojawiają się - po raz pierwszy w karierze Metalliki - solówki grane techniką slide. Wszystkie wspomniane wyżej utwory mają także naprawdę chwytliwe, ale niebanalne melodie. Choć pod względem melodyjności zdecydowanie bezkonkurencyjne są singlowe "Until It Sleeps" i "Hero of the Day". Choć ten drugi nieco za bardzo ciąży w stronę popowego banału. Świetnie wypadają natomiast takie utwory, jak zaostrzona ballada "Bleeding Me" (pozbawiona typowej dla tego rodzaju nagrań schematyczności) i hipnotyzujący "The Outlaw Torn". Ciekawostką jest bluesujący "Ronnie", z fajnymi zagrywkami gitar, ale zbyt rozwleczony i kiepsko zaśpiewany. "Wasting My Hate" i "Thorn Within" są natomiast zwykłymi wypełniaczami, które niepotrzebnie wydłużają całość. Najbardziej kontrowersyjnym utworem jest jednak "Mama Said" - akustyczna ballada zalatująca country. Fajnie wypada tu partia wokalna, ale ogólnie utwór jest nieco zbyt przesłodzony.

"Load" jest naprawdę fajnym urozmaiceniem dyskografii Metalliki, lecz nie do końca udanym - zdecydowanie powinien zostać skrócony o kilka utworów, bo w drugiej połowie robi się nieco męczący. Gdyby nie ten mankament, dałbym mu nawet wyższą ocenę o jeden punkt. Na więcej nie zasługuje, bo choć nie brakuje tu bardzo przyjemnych utworów, to wybitnych fragmentów nie ma tu wcale.

Ocena: 6/10



Metallica - "Load" (1996)

1. Ain't My Bitch; 2. 2 X 4; 3. The House Jack Built; 4. Until It Sleeps; 5. King Nothing; 6. Hero of the Day; 7. Bleeding Me; 8. Cure; 9. Poor Twisted Me; 10. Wasting My Hate; 11. Mama Said; 12. Thorn Within; 13. Ronnie; 14. The Outlaw Torn

Skład: James Hetfield - wokal i gitara; Kirk Hammet - gitara; Jason Newsted - bass; Lars Ulrich - perkusja
Producent: Bob Rock, James Hetfield i Lars Urlich


Komentarze

  1. Swoją drogą Panie Pawle z innej beczki bo widziałem, że napisał pan pare słów odnośnie 72 Seasons ok jest to najlepszy album ich w 21 Wiwku ale to żadna szruka pobić 3 ostatnie a być może i nawet 5 bo chyba nic lepszego od czasów Black czyli od 32 lat nie nagrali dla mnie , natomiast warto się pochylić nad najnowszym Overkill, koże niech jego pan napisze recenzje, ciekaws'y i lepszy od najnowszej Metallici jest, bardziej ambitny i dynamiczny, oraz techniczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to napisałem - "72 Seasons", podobnie jak niedawny "Memento Mori" Depeche Mode, to najlepsze albumy tych zespołów od ćwierćwiecza, ale wciąż jest to tylko średniej jakości kopia klasycznych płyt.

      A nowa Metallica na pewno nie jest lepsza od "Load", który: 1) wnosi wiele świeżości do dyskografii; 2) ma znacznie bardziej wyraziste i ciekawsze pod względem struktury kompozycje; 3) nie jest tak monotonny. Jedyny problemem "Load" to mała selekcja materiału, przez co płyta jest nierówna i za długa, no ale to samo można zarzucić "72 Seasons".

      Usuń
    2. Load to też jest bardzo nierówny album. Brakuje mu przy tym też mocy miejscami, ma fajme momenty jasne ale jest to płynięcie pod prąd i próba grania w stylu GnR, chociaż Loady oba są lepsze niż Illusiony np, natomiaat ja nie o tym tylko o najnowszym Overkill. Będzie jego recenzja? Według mnie lepsza płyta niż najnowsza Meta.

      Natomiast 72 Seasons, ogólnie technicznie i kompozycyjnie lepszy od Hardwired jest i żywszy ogólnie, nie jest też tak fatalnie zmasterowany jak Death Magnetic i tak toporny, chaotyczny jak St. Anger no i ma solówki gitarowe, czego nie ma na St. Anger, ale co najważniejsze nie męczy tak jak 4 no może 5 ostatnich albumów Mety bo z tym Loadem też różnie bywało, są kawałki fajne a są tak nudne że chce się je skipnąć.

      Kwestia gustu. Są też tacy, którzy uważają Hardwired za gebialny album czy Death Magnetic a według mnie Hardwired nudnawy jest miejscami i wypada blado na tle Testamentów, Anthraxów, Slayerów czy Megadeth, Ezodusów czy nawet Overkilli z podobnego okresu a Death Magnetic skopany mastering w opór ma.

      Usuń
    3. No tak, napisałem przecież, że ”Load" też jest nierówny. Ale podałem też trzy obiektywne zalety, które warto docenić nawet w sytuacji, gdy subiektywnie płyta się nie podoba. Mnie się ”Load" średnio podoba, ale doceniam próby odświeżenia stylu. Natomiast "72 Seasons” nie ma takich zalet. Może się komuś bardziej podobać od "Load” ze względu na stylistykę, więcej ciężkiego grania i szybszych temp, ale to wszystko neutralne cechy, a nie obiektywne zalety.

      Nie mam pojęcia, gdzie słyszysz podobieństwo "Load” do GN’R. Album Metalliki jest inspirowany takimi stylami, jak grunge, southern rock, country rock czy blues rock. Nie ma tam patetycznych ballad i pseudo punk rocka, jak na "Use Your Illusion".

      Powinieneś się już chyba zorientować, że raczej nie jestem miłośnikiem metalu, a od poszczególnych płyt oczekuję raczej, że mnie czymś zaskoczą. Overkill od lat gra cały czas to samo i stricte metalowo, więc nawet nie mam w planach słuchać tego nowego albumu.

      Usuń
    4. Zatem skoro nie jesteś miłośnikiem Metalu to czy ma większy sens robienie o nim recenzji? To tak jak ja bym w sumie o Rapie pisał nie mając pojęcia zbytnio o tym gatunku kierując się na podstawie tylko tego co nagrał x lat temu Pezet, Paktofonika, Kaliber 44, czy Peja w Polsce a w U.S.A Method Man, N.W.A , Nas i Prodigy. Gdzie podobnieńsywo słysze? Zarówno Loady Metallici jak i Illusiony GnR to Proste Hard Rockowce są z klimatami Redneckimi, oba są wyfane jako podwójny album i oba są niemiłosiernie długie jako całość, jednak w tym wypadku i tak uważam, że Metallica lepiej wypada od GnR pod względem wokalnym i kompozycyjnym mimo, że Loady są mega nierówne, natomiast czy 72 Seasons jest gorszy od Load? Jest bliższ trochę And Justice i niektóryki kawałkami Black niż Loadowi a jak mnie się bardziej podoba i uwazam, że lepszy to chyba nie zbrodnia prawda?

      Usuń
    5. Są Ballady na obu Loadach. Unforgiven 2 i Country Mama Said czy Low Man's Lyric. Ale Mete zrecenzowałeś i wiele innych albumów Metalowych, mimo, że nie jesteś miłośnikiem metalu.

      Usuń
    6. To, że nie jestem miłośnikiem jakiegoś gatunku nie oznacza, że nie mam o nim pojęcia. Zwłaszcza, że sporo metalu sie nasłuchałem w czasach nastoletnich. Z czasem moje zainteresowania muzyczne znaczących się poszerzyły i nie słucham już wybranych stylów, tylko cieszę się różnorodnością. Dlatego nie interesuje mnie słuchanie setnego identycznego albumu. Jest jednak sporo metalowych płyt, jakie cenię i lubię. Są wśród "Ride the Lightning" i "Master of Puppets".

      Ballady z "Loadów" są bezpretensjonalne i mają tę lekkość południa USA, natomiast te Gunsów są pełne patosu i wręcz symfonicznego nadęcia. Całkiem inne granie.

      Nie piszę, że lubienie "72 Seasons" bardziej od "Load" to coś złego, tylko że twierdzenia o wyższości pierwszego nad drugim nie da się obronić zobiektywizowanymi argumentami. Natomiast przewagę "Load" nad nowym albumem da się w ten sposób wykazać.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024