[Recenzja] The Doors - "L.A. Woman" (1971)



"L.A. Woman" to ostatni album, na którym wystąpił Jim Morrison. Wokalista zmarł w lipcu 1971 roku, niespełna trzy miesiące po premierze longplaya. To zarazem pierwsze wydawnictwo The Doors, którego producentem nie jest Paul Rothchild. Co prawda był on początkowo zaangażowany w pracę, ale zrezygnował z powodu przygnębienia po śmierci Janis Joplin i rosnącego zirytowania słabnącym zaangażowaniem Morrisona. Miał też zastrzeżenia do nowego materiału zespołu, zwłaszcza utworu "Love Her Madly", który uważał za krok wstecz. Produkcją zajęli się ostatecznie sami muzycy i Bruce Botnick, który od początku pełnił rolę inżyniera dźwięku na ich albumach. Tradycyjnie w studiu zespołowi towarzyszył sesyjny basista - tym razem był to Jerry Scheff, znany ze współpracy z Elvisem Presleyem. Po raz pierwszy zespół zatrudnił także dodatkowego gitarzystę, Marca Benno, który zagrał w czterech utworach.

Zespół rejestrował utwory praktycznie na żywo, dogrywając później tylko dodatkowe partie klawiszy. Część materiału powstawała na bieżąco, już w studiu. Jednak zespół sięgnął też po starsze pomysły. "L'America" (skrót od "Latin America") został napisany rok wcześniej na zamówienie reżysera Michelangelo Antonioniego, na potrzeby filmu "Zabriskie Point", gdzie jednak ostatecznie nie został użyty. "Crawling King Snake" - bluesowy standard nieznanego autorstwa, spopularyzowany przez Johna Lee Hookera - oraz "The WASP (Texas Radio and the Big Beat)" były natomiast wykonywane przez zespół podczas koncertów już w poprzedniej dekadzie.

Pod względem muzycznym jest to bezpośrednia kontynuacja bluesowego stylu z "Morrison Hotel", ale i jego wzbogacenie. Oprócz oczywiście "Crawling King Snake", mocno bluesowo wypadają także takie utwory, jak świetny, energetyczny "Been Down So Long" (jedyny utwór The Doors bez klawiszy - Ray Manzarek gra na rytmicznej gitarze), wolne "Cars Hiss by My Window" i "The WASP" z mówionymi partiami wokalnymi, oraz rozpędzony, nieco knajpiany "L.A. Woman". Poza tym są tu fragmenty, nawiązujące do wcześniejszych dokonań grupy. "Love Her Madly" faktycznie brzmi jak nagranie z okresu, powiedzmy, "Waiting for the Sun" (pomijając bardziej przepity głos Morrisona), ale to naprawdę fajny, melodyjny kawałek. Podobnie jak pogodny "Hyacinth House" (w którym Manzarek podczas swojej solówki cytuje "Polonez As-dur op. 53" Fryderyka Chopina). Czymś ewidentnie nowym jest natomiast funkujący "The Changeling", w którym słychać wyraźny wpływ Jamesa Browna. Albo zróżnicowany "L'America", którego posępny początek i zakończenie  kojarzą się nieco ze stylistyką Black Sabbath. Czy w końcu ten najważniejszy utwór - finałowy "Riders on the Storm". Choć inspiracją był utwór country "Ghost Riders in the Sky", muzycy stworzyli prawdziwe psychodeliczne arcydzieło, z dodającymi fantastycznego klimatu odgłosami burzy i jazzującymi partiami elektrycznego pianina.

"L.A. Woman" to doskonałe zwieńczenie dyskografii The Doors, a w każdym razie album, który powinien nim być*. Zespołowi zdecydowanie służy taka bluesowa stylistyka, słychać, że muzycy dobrze się w niej czują. Jednocześnie próbują tutaj nowych rzeczy, co też wspaniale im wychodzi. A nawet jeśli czasem robią krok wstecz, to jakość tych nagrań nie pozwala na krytykę. 

Ocena: 8/10




The Doors - "L.A. Woman" (1971)

1. The Changeling; 2. Love Her Madly; 3. Been Down So Long; 4. Cars Hiss by My Window; 5. L.A. Woman; 6. L'America; 7. Hyacinth House; 8. Crawling King Snake; 9. The WASP (Texas Radio and the Big Beat); 10. Riders on the Storm

Skład: Jim Morrison - wokal; Ray Manzarek - instr. klawiszowe, gitara (3); Robby Krieger - gitara; John Densmore - perkusja
Gościnnie: Jerry Scheff - gitara basowa (1-5,7-10); Marc Benno - gitara (3-5,8)
Producent: Bruce Botnick i The Doors


Komentarze

  1. Niestety nie rozumiem takiej odmiany blues rock'a. Fajne granie, na płycie również ale nie zachwyca mnie w żaden sposób. W przeciwieństwie do debiutu "The Allman Brothers Band" który mnie zachwyca a też jest blues. Najbardziej lubię psychodeliczne obliczę The Doors czyli pierwsze 3 płyty. Na następnych dwóch są tylko przejawy dawnej psychodelii. I oczywiście na tej również są i uważam że to najlepsze utwory z płyty. Czyli "L'America" Marszowe werble, organy w tle i spogłosowany głos daje niesamowity klimat. Jeszcze sam wstęp z wybrzmiewającymi zgrzytami gitary który kojarzy mi się z "I awake" Soundgarden. No i genialny "Riders on the Storm" który poznałem w dzieciństwie grając w NFS U2 gdzie na ścieżce dźwiękowej była przeróbka z Snoop Dogg'iem. Już wtedy utwór mi się podobał a jakim szokiem dla mnie było jak 10 lat później odkryłem że to The Doors. Niesamowita nostalgia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, też tak poznałem "Riders on the Storm":)

      Usuń
    2. Miałem dokładnie tak samo, z resztą obydwie wersje są świetne (cover Snoop Dogga i oryginał).

      Usuń
  2. Widzę, że zniknął artykuł o najważniejszych utworach Doors. Czy wersja uaktualniona będzie zawierała utwory po-Morrisonie (chyba przynajmniej jeden taki jest)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będzie wersji uaktualnionej.

      Usuń
    2. Skąd ta zmiana decyzji? Było do wczoraj "czasowo niedostępne"

      Usuń
    3. Błędnie założyłeś, że taka decyzja zapadła. Widocznie przez pomyłkę publikacją tekstu była cofnięta, bo po przejrzeniu nie znalazłem niczego do poprawy,

      Usuń
  3. Dla mnie najsłabsza płyta The Doors. W czym duża zasługa zapijaczonego głosu Morrisona. Chyba tylko w Riders zaśpiewał lepiej. Pretensonalne Changelling i L' America. Utwory bluesowe dosyc toporne. Najlepszy z nich to sądzę The Cars. LA Woman udany ale efekt całości psuje zwolnienie i następnie powolne przyspieszanie Mr Mojo Risin. Uwielbiam fragment że słowami I see your hair is burning. Ciekawy WASP. Miłe piosenki Love Her Madly i Hyacinth House. Riders oczywiście najlepsze. Szkoda ze całość nie dorównuje temu utworowi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Annette Peacock - "I'm the One" (1972)

[Recenzja] Julia Holter - "Aviary" (2018)

[Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "New Monuments" (2024)

[Recenzja] Moor Mother - "The Great Bailout" (2024)

[Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)