Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2012

[Recenzja] Pink Floyd - "The Final Cut" (1983)

Obraz
Po trudach związanych z nagrywaniem albumu "The Wall", promującą go trasą i pracą nad tak samo zatytułowanym filmem, muzycy Pink Floyd postanowili zrobić sobie nieokreślonej długości przerwę. Zespół praktycznie i tak już nie istniał. Był tylko Roger Waters, który w razie potrzeby wzywał do studia Dave'a Gilmoura i Nicka Masona (ale już nie Ricka Wrighta, z którym poróżnił się podczas nagrywania "The Wall"), a także innych muzyków sesyjnych. W planach było jedynie opublikowanie wydawnictwa o tytule "Spare Brick", na którym miały znaleźć się utwory nagrane specjalnie do filmu "The Wall" - głównie alternatywne wersje kompozycji z albumu, ale także jeden odrzut z sesji ("What Shall We Do Now?") i jedna premiera ("When the Tigers Broke Free"). Gdy jednak w marcu 1982 roku wybuchła wojna o Falklandy, Waters postanowił wyrazić swój sprzeciw, tworząc zupełnie nowy materiał (tym samym pomysł "Spare Brick" poszedł

[Recenzja] Pink Floyd - "Live at Pompeii" (1981)

Obraz
Nakręcony w 1971 roku "Live at Pompeii" to wyjątkowy i dość specyficzny film. Teoretycznie jest to zapis występu zespołu, ale zarejestrowany w nietypowym miejscu, w ruinch starożytnego amfiteatru w Pompejach, a także bez udziału publiczności. W dniach od 4 do 7 października 1971 roku zespół zarejestrował tam trzy utwory: "Echoes", "A Saucerful of Secrets" i "One od These Days". Niestety, nie starczyło już czasu na nagranie kolejnych dwóch kompozycji, jakie miały być wykorzystane w filmie ("Careful with That Axe, Eugene" i "Set the Controls for the Heart of the Sun"). Zarejestrowano je więc między 13 a 20 grudnia, w paryskim Studio Europasonor. Zupełnie spontanicznie doszło wówczas także do nagrania zaimprowizowanego bluesa, w którym gościnnie wystąpił... pies o imieniu Nobs, powtarzający swoim szczekaniem melodię graną przez Davida Gilmoura na harmonijce - tak powstało "Mademoiselle Nobs". Dla współczes

[Recenzja] Pink Floyd - "The Wall" (1979)

Obraz
Najbardziej znane dzieło Pink Floyd zaraz po "Dark Side of the Moon". Najsłynniejsza rock opera. Najlepiej sprzedający się dwupłytowy album w historii muzyki. "The Wall" jest bez wątpienia ważnym wydawnictwem. Ale też nieco przecenianym. Pod względem muzycznym jest to po prostu zbiór zwyczajnych rockowych piosenek. A warstwa tekstowa - często uznawana za główny atut tego wydawnictwa - to typowy przerost formy nad treścią. Poniekąd autobiograficzna historia napisana przez Rogera Watersa - opowiadająca o muzyku, który przez traumy z dzieciństwa i niepowodzenia w dorosłym życiu, zaczyna budować wokół siebie metaforyczny mur - to raczej temat na jeden utwór, niż cały dwupłytowy album. Waters nie byłby jednak sobą, gdyby przez kilka utworów nie wyżalał się na swoje dzieciństwo bez ojca (który zginął podczas II wojny światowej), a przez pozostałe nie krytykował przemysłu muzycznego i całego otaczającego go świata. "The Wall" balansuje na granicy bycia a

[Recenzja] Pink Floyd - "Animals" (1977)

Obraz
Po łagodnym "Wish You Were Here" muzycy Pink Floyd postanowili nagrać zdecydowanie mocniejszy album. "Animals" to bezsprzecznie najostrzejszy longplay w ich dyskografii, zarówno w warstwie muzycznej, jak i słownej. Roger Waters, po raz kolejny autor wszystkich tekstów, zaproponował album koncepcyjny, na którym w ostrych słowach krytykuje menadżerów, myślących tylko o pieniądzach i własnej karierze ("Dogs"), polityków i innych ludzi na wysokich szczeblach władzy ("Pigs (Three Different Ones)"), ale też ślepo im posłusznych zwykłych obywateli ("Sheep"). Koncept ten wyraźnie nawiązuje do powieści "Folwark zwierzęcy" George'a Orwella, chociaż sam Waters zawsze zaprzeczał, że owe dzieło było dla niego inspiracją. Album rozpoczyna się jednak spokojnie, od niespełna półtora minutowej miniaturki "Pigs on the Wing (Part I)" - to tylko gitara akustyczna i śpiew Watersa. Utwór ma pogodniejszy nastrój od kolejnych

[Recenzja] Pink Floyd - "Wish You Were Here" (1975)

Obraz
Po ogromnym sukcesie - zarówno komercyjnym, jak i artystycznym - albumu "The Dark Side of the Moon", muzycy Pink Floyd musieli odpowiedzieć na trudne pytanie "co dalej?".  Wszystko, czego chcieliśmy, gdy zakładaliśmy ten zespół, już się ziściło  - twierdził Roger Waters. David Gilmour po latach przyznawał:  Po nagraniu "Dark Side" nie mieliśmy pojęcia, co dalej robić. Chciałem, żeby kolejny album był w większym stopniu oparty na muzyce. Zawsze twierdziłem, że świetne teksty Rogera na poprzedniej płycie przyćmiły muzykę . Aby przynajmniej chwilowo odsunąć od siebie konieczność tworzenia nowych kompozycji, w grudniu 1973 roku zespół powrócił do zarzuconego kilka lat wcześniej projektu "The Household Objects". Jego założeniem było nagranie albumu wyłącznie przy pomocy sprzętu domowego użytku, bez żadnych prawdziwych instrumentów.  To jeden z tych szalonych kroków w bok, które człowiek czasem robi w życiu  - mówił Gilmour.  Wtedy wydawało nam

[Recenzja] Pink Floyd - "The Dark Side of the Moon" (1973)

Obraz
Czy można jeszcze napisać cokolwiek odkrywczego na temat jednego z najlepiej sprzedających się albumów wszech czasów, który przez blisko czternaście lat utrzymywał się na liście Billboardu i który szczegółowo omówiono oraz przeanalizowano na wszelkie możliwe sposoby? W kwestii faktów niczego już się nie da dodać. Jeśli sami ich nie znacie, z łatwością znajdziecie w innym miejscu. W tym tekście mam zamiar skupić się głównie na swoich własnych odczuciach. Choć te raczej też nie są zbyt oryginalne. Ogromna popularność "The Dark Side of the Moon" jest dla mnie całkowicie zrozumiała. To bez wątpienia jedno z najwspanialszych dzieł w historii muzyki rozrywkowej, które w niewiarygodny wręcz sposób łączy przystępność z wysmakowaniem i pomysłowością. Ta muzyka może podobać się zarówno komuś, kto nigdy nie miał do czynienia z żadnym wytworem kultury, jak i zaawansowanemu słuchaczowi, eksplorującemu bardziej złożony rock progresywny, jazz, muzykę poważną czy awangardę. Właśnie ta

[Recenzja] Pink Floyd - "Obscured by Clouds" (1972)

Obraz
"Obscured by Clouds" jest jednym z mniej znanych i lubianych wydawnictw Pink Floyd. Częściowo wynika to z faktu, że nie jest to nawet pełnoprawny album, a jedynie soundtrack do mało znanego filmu "La Vallée" Barbeta Schroedera (była to druga, po "More", współpraca zespołu z tym reżyserem). Materiał został zarejestrowany podczas dwóch kilkudniowych sesji, w lutym i marcu 1972 roku. Muzycy pracowali już wówczas nad swoim dziełem "The Dark Side of the Moon", dlatego nie poświęcili wiele czasu ani uwagi na muzykę do filmu. Powstało jednak naprawdę udane wydawnictwo, będące bardzo przyjemnym zbiorem bezpretensjonalnych, melodyjnych piosenek. No właśnie - album wypełniają przede wszystkim konwencjonalne piosenki, jakże odległe od wcześniejszych dokonań grupy, bliższe amerykańskiego mainstreamu. Najlepszym tego przykładem jest wydany w niektórych krajach na singlu "Free Four" - po prostu piosenkowy, bardzo chwytliwy kawałek (choć z po

[Recenzja] Pink Floyd - "Meddle" (1971)

Obraz
"Meddle" rozpoczyna nowy, dojrzały etap w dyskografii Pink Floyd. Po latach poszukiwań i nie zawsze udanych eksperymentów, zespół dopracował swój styl, którego będzie się trzymał na kolejnych albumach. Muzyka grupy stała się bardziej przystępna, a nawet nieco zachowawcza i bliższa konwencjonalna rocka, jednak wciąż potrafiąca intrygować. Na pewno muzycy wciąż rozwijali się jako kompozytorzy, tworząc coraz lepsze utwory (co bynajmniej nie znaczy, że wcześniej tworzyli kiepskie). Podobnie jak poprzedni w dyskografii "Atom Heart Mother", "Meddle" składa się z kilku krótszych utworów, oraz jednej suity wypełniającej całą stronę płyty winylowej. Zespół zaproponował całkiem zróżnicowany stylistycznie materiał. Otwierający całość "One of These Days" najbliższy jest wcześniejszej, eksperymentalnej twórczości zespołu, za sprawą pulsującej, podwójnej linii basu (na gitarze basowej w tym utworze gra nie tylko Waters, ale także Gilmour, a ich partie

[Recenzje] Pink Floyd - "Relics" (1971)

Obraz
Po wielkim sukcesie komercyjnym "Atom Heart Mother", wydawca zespołu postanowił podsumować wcześniejszą twórczość zespołu składanką. "Relics" jest jednak dość osobliwą kompilacją. Znalazło się na niej pięć utworów z pierwszych trzech albumów grupy, pięć niealbumowych kawałków ze stron A i B singli, oraz jedna zupełnie premierowa kompozycja. W rezultacie, nie jest to ani dobre podsumowanie tego okresu (brakuje chociażby tak ważnych albumowych utworów, jak "Astronomy Domine", "Set the Controls for the Heart of the Sun" czy "A Saucerful of Secrets"), ani dobre uzupełnienie podstawowej dyskografii (brakuje kilku niealbumowych nagrań z singli*). "Relics" może natomiast sprawdzić się jako wprowadzenie do wczesnej twórczości zespołu. Trafiły tu zarówno bardzo przyjemne, melodyjne kawałki w rodzaju "Remember a Day" czy "Cirrus Minor", jak i ostry, hardrockowy "The Nile Song", czy hipnotyzujący, p

[Recenzja] Pink Floyd - "Atom Heart Mother" (1970)

Obraz
Piąty album Pink Floyd to kolejne kontrowersyjne wydawnictwo w dyskografii grupy. Przez wielu uważane za prawdziwe arcydzieło, przez innych za kolejny - po studyjnej części "Ummagumma" - nie do końca udany eksperyment. Sami muzycy po latach nie byli zadowoleni z tego dzieła. David Gilmour tłumaczył:  Nikt z nas wówczas nie miał pojęcia, co tak naprawdę chcemy zrobić, ani tym bardziej jak to zrobić. Jeśli mam być szczery, powstał gniot . Aż tak źle tu jednak nie jest, choć arcydziełem ten album też z pewnością nie jest. Całą pierwszą stronę winylowego wydania wypełnia instrumentalna kompozycja tytułowa. Jej zalążkiem był westernowy motyw wymyślony przez Gilmoura, który stał się przewodnim tematem utworu. Stąd też oryginalny tytuł brzmiał "Theme from an Imaginary Western". Muzycy coraz bardziej rozbudowywali utwór, a na koncertach zapowiadali go jako beztytułowy, "The Amazing Pudding", aż w końcu "Atom Heart Mother" (od tytułu artykułu

[Recenzja] Pink Floyd - "Ummagumma" (1969)

Obraz
"Ummagumma" to dwupłytowe wydawnictwo, na które składają się właściwie dwa różne albumy. Pierwszy z nich, odpowiadający pierwszej płycie, to po prostu zbiór koncertowych nagrań, zarejestrowanych wiosną 1969 roku w Birmingham i Manczesterze. Drugi zawiera eksperymentalne, awangardowe nagrania studyjne, skomponowane i zarejestrowane przez poszczególnych muzyków oddzielnie. Choć jest to najtrudniejszy w odbiorze album zespołu, nie przeszkodziło mu to w osiągnięciu sporego sukcesu komercyjnego. Longplay pobił wyniki poprzednich wydawnictw grupy, dochodząc do 5. miejsca listy sprzedaży w Wielkiej Brytanii i łapiąc się do pierwszej setki amerykańskiej listy Billboardu. Takie to były czasy - można było być popularnym grając ambitną muzykę. Koncertowa część zachwyca już samą tracklistą. To tylko cztery utwory, ale za to najlepsze, jakie zespół do tamtej pory stworzył (no dobrze, obok "Interstellar Overdrive"). Przy czym to tutejsze wersje należy uznać za definitywn

[Recenzja] Pink Floyd - "More" (1969)

Obraz
Trzeci album Pink Floyd to w praktyce soundtrack do tak samo zatytułowanego filmu w reżyserii Barbeta Schroedera. Dlatego też znaczna część tego wydawnictwa (w tym prawie cała druga strona wydania winylowego) to instrumentalna muzyka o zdecydowanie ilustracyjnym charakterze. Czasem naprawdę ciekawa, o hipnotyzującym, psychodelicznym charakterze ("Main Theme", "Up the Khyber", "Dramatic Theme"), kiedy indziej będąca po prostu nieabsorbującym tłem (np. ambientowy "Quicksilver"). Znalazło się tu także kilka prostych, melodyjnych piosenek. Zwykle o łagodnym charakterze, jak wzbogacony o elementy muzyki konkretnej "Cirrus Minor", "Green Is the Colour" (który wszedł na kilka lat do koncertowej setlisty zespołu), czy najładniejszy z nich "Cymbaline", ze wspaniałą partią organów o onirycznym nastroju. Sporym zaskoczeniem, zarówno w kontekście wcześniejszej, jak i późniejszej twórczości zespołu, są utwory "The Nil

[Recenzja] Pink Floyd - "A Saucerful of Secrets" (1968)

Obraz
Prace nad drugim albumem Pink Floyd przeciągały się miesiącami. Częściowo była to wina pogarszającego się stanu Syda Barretta - uzależnionego od narkotyków i zdradzającego pierwsze objawy choroby psychicznej. Na koncertach miał coraz większe problemy z synchronizacją z resztą zespołu, a czasem zdarzało się, że po prostu stał na scenie i zamierał. Po kilku tego typu wybrykach, pozostali muzycy zdecydowali się zatrudnić drugiego gitarzystę, Davida Gilmoura. Początkowo miał być tylko zabezpieczeniem, na wypadek kolejnych odlotów Barretta, jednak z czasem zespół w ogóle przestał informować o występach swojego niedawnego lidera. W tym przejściowym okresie, trwającym od sierpnia 1967 roku do maja następnego roku, zespół wielokrotnie wchodził do studia, próbując stworzyć materiał na drugi album. Pisanie nowych utworów nie przychodziło łatwo, ze względu na stan dotychczasowego głównego kompozytora. W sierpniu zespół nagrał dwa utwory z myślą o singlu - "Set the Controls for the H

[Recenzja] Pink Floyd - "The Piper at the Gates of Dawn" (1967)

Obraz
Rok 1967 przyniósł kilka ważnych, przełomowych dla muzyki rockowej albumów. Ciekawie rozwijały się nurty psychodeliczny i bluesrockowy, wydając na świat takie dzieła, jak - wymieniając tylko te najważniejsze - "Are You Experienced" The Jimi Hendrix Experience, "Disraeli Gears" Cream, "Surrealistic Pillow" Jefferson Airplane, debiuty The Velvet Underground i The Doors, czy prawdopodobnie najsłynniejszy album Beatlesów, czyli "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". W czasie, gdy nagrywany był ten ostatni, w studiu obok pracowała nad swoim debiutem mało wówczas znana, choć kultowa w londyńskim "podziemiu", grupa Pink Floyd. Jeszcze dwa lata wcześniej był to niepozorny zespół rhythm'n'bluesowy. Jednak pod wpływem takich wykonawców, jak The Byrds czy The Mothers of Invention, grupa podążyła w bardziej eksperymentalne rejony. Na koncertach coraz większą rolę zaczęły odgrywać długie, psychodeliczne, kakofoniczne jamy, składaj

[Recenzja] Rainbow - "Live in Munich 1977" (2006)

Obraz
"Live in Munich 1977" to zapis występu z 20 października 1977 roku w Monachium. Materiał został profesjonalnie zarejestrowany w celu wyemitowania w niemieckim programie telewizyjnym Rockpalast. Przez lata był wielokrotnie bootlegowany, aż w 2006 roku doczekał się oficjalnego wydania, zarówno w wersji CD, jak i DVD (w 2010 roku doszło jeszcze winylowe wydanie). Choć koncert odbył się blisko rok po trasie udokumentowanej albumem "On Stage", już po zmianie składu (basista Bob Daisley i klawiszowiec David Stone zajęli miejsca Jimmy'ego Baina i Tony'ego Careya), to jego repertuar był niemal identyczny. Utwory powtarzające się z "On Stage" wypadają tutaj bardzo podobnie. Trudno zatem przyczepić się do tutejszych wykonań... z dwoma wyjątkami. W obu przypadkach są to, niestety, różnice na niekorzyść tutejszych wersji. W "Catch the Rainbow" zupełnie inna jest partia klawiszy, brzmiąca bardziej kiczowato. Natomiast "Still I'm Sad&qu

[Recenzja] Rainbow - "Long Live Rock 'n' Roll" (1978)

Obraz
Trzeci studyjny album Rainbow został nagrany właściwie przez trio Blackmore, Dio, Powell - nowi muzycy, David Stone i Bob Daisley, zagrali tylko w kilku utworach. Album na ogół oceniany jest niżej od poprzednich, choć prezentuje podobny poziom. Dominują tutaj energetyczne, przebojowe kawałki, zwykle dość przyjemne (jak tytułowy "Long Live Rock 'n' Roll", "Lady of the Lake", "Sensitive to Light"), choć czasem popadające w przesadny banał ("L.A. Connection"). Zupełnie niepotrzebna wydaje się studyjna wersja "Kill the King", która wypada po prostu blado w porównaniu z koncertowym wykonaniem z "On Stage". W "The Shed (Subtle)" zespół gra nieco ciężej niż zwykle, zaś orientalizujący "Gates of Babylon" jest wyraźnym następcą "Stargazer" (zespołowi znów towarzyszą muzycy grający na smyczkach), choć na szczęście nieco mniej pretensjonalnym. Te dwa utwory są zdecydowanie najmocniejszymi punk

[Recenzja] Rainbow - "On Stage" (1977)

Obraz
Po wydaniu zaledwie dwóch albumów studyjnych Rainbow, Ritchie Blackmore zdecydował się na opublikowanie koncertówki. Bardzo wcześnie, zważywszy na ilość materiału jakim dysponował zespół. Z drugiej strony, na żywo wypadał on zupełnie inaczej, niż w studiu. Na dwóch płytach winylowych zmieściło się zaledwie sześć - za to w większości bardzo rozbudowanych - utworów, zarejestrowanych w grudniu 1976 roku podczas koncertów w Japonii i Niemczech. Chociaż zespół promował wówczas wspomniany album "Rising", na "On Stage" złożyły się głównie utwory z debiutanckiego "Ritchie Blackmore's Rainbow". Całość rozpoczyna jednak rozpędzony "Kill the King", który właśnie tutaj ma swoją płytową premierę (dopiero w 1978 roku, na albumie "Long Live Rock 'n' Roll", została wydana wersja studyjna). Muzycy napisali ten utwór specjalnie na koncerty, ponieważ potrzebowali szybkiego otwieracza występów . Wcześniej rozpoczynali koncerty od "